„Jedynie w
złości jesteśmy zupełnie szczerzy”
Wtedy wparowała Weasley, nie weszła tylko wparowała z całym impetem otworzyła
duże dwuskrzydłowe ciemne drzwi. Szaleńczo gestykulując oraz krzycząc do
telefonu.
-Jak to wdarł się tutaj?! Przecież jak wół widnieje jego zdjęcie i dużymi
czerwonymi literami pisze : NIE WPUSZCZAĆ GO! Co jest w tym nie jasne?! –
chwila ciszy, Weasley najwyraźniej słuchała odpowiedzi osoby na którą tak
szaleńczo się darła – Czy ty jesteś niekompetentny?! Przecież to jest
SZALENIEC! A nie jakaś maskotka dla dzieci! Nie bez powodu widnieje jego
zdjęcie na każdym piętrze przy waszych biurkach z przestrogą aby go nie
wpuszczać! Czy ja mam zacząć pisać to po chińsku abyś zrozumiał?! Czy to jest
takie trudne do cholery Beniaminie ?! – znowu cisza, rozejrzałem się, Blaise
patrzył na Weasley z strachem, a Rey z … zdziwieniem? Tak ze zdziwieniem,
najwyraźniej nigdy nie widział jak się na kogoś darła. Teraz Weasley stoi przy
dużej komodzie i grzebie coś w drugiej szufladzie, przeszukując papiery – Tak!
Tak oczywiście pokazał mi się na oczy prosząc o kanapkę. Idioto! Masz go
znaleźć! Ten facet jest niebezpieczny i nie zagraża tylko mi jak, wam też! .
Mam ci może przypomnieć sprawę z chęcią wysadzenia budynku tylko i wyłącznie
dla tego że nie chciałam iść z im na randkę! Ach…tak? Nie pamiętasz?! To do cholery spojrzyj w papiery!- znowu
cisza, najwyraźniej Weasley znalazła to czego tak szukała, rzuciła papiery na
biurko i ciężko opadła na swój fotel.
Zaczęła szaleńczo przerzucać kartki, bodajże że zatrzymała się na piątej
stronie aby znowu zacząć „tłumaczyć” coś Beniaminowi – Ach tak?! Naprawdę?! No
popatrz, popatrz nie wiedziałam że ma zakaz zbliżania się do mnie do końca
swojego życia! Dziękuję że mnie o tym poinformowałeś. – cisza, znowu przerzuca
kartki – To go znajdź ! I to jak najszybciej! Zablokuj wyjścia i wezwij
WSZYSTKICH ale to WSZYSTKICH ochroniarzy z mojej kancelarii. A jak go nie
znajdziecie to wezwijcie mugolską policję! Nieee…. Nie musisz tego robić
dzisiaj, dzisiaj idź do domu jakby nigdy nic i zjedz sobie pączka –powiedziała
z sarkazmem - Tak ty cholerny durniu ! Masz to zrobić dzisiaj! Zaraz! Teraz!
Czy wyrażam się wystarczająco jasno dla Ciebie?! Czy mam Ci to przeliterować
jak małemu dziecku?!– znowu cisza, Weasley nie przerzucała już szaleńczo kartek,
ale za to coś z zapałem czytała – To zrób to! A jak go złapiecie to i tak
zadzwońcie po Policję aby go zabrała do aresztu, a potem przyjdziesz do mnie na
rozmowę! – znów cisza- To natychmiast to wykonaj! Do zobaczenia! – cisnęła
komórkę daleko przed siebie, Blaise, Rey oraz ja ledwo co uchroniliśmy się
przed latającym telefonem . Wgłębiła się bardziej w fotel ciężko oddychając
oraz pocierając sobie dłońmi skronie coś mruczała pod nosem, i to na pewno nie
były pochlebstwa. Siedzieliśmy cicho, nie wiedząc czy jak się odezwiemy to nie
wybuchnie. Znaczy ja miałem to gdzieś jestem Malfoy’em a nie jakimś tam
przestraszony dzieciak. Blaise też się nie odezwał. Pierwszy przełamał ciszę
Rey głosem niewiele głośniejszym od szeptu.
-Ginny?
-Mmm…?
-On się tu dostał?
-Mhm…
-Ale jak?
-Drzwiami frontowymi. – powiedziała zimnym głosem z nutką sarkazmu.
-Kto ma zmianę przecież na pewno nie Tom, przecież Tom był przy tej akcji z
bombą, grożeniem Ci, odwoził Cię do domu, przez jakiś czas mieszkał z tobą. On
cię traktuje jak siostrę i zna jego twarz na pamięć. On by go tu nie wpuścił,
nawet jak by był na którymś z pięter przy biurku nie wpuścił by go dalej. Tom
to ma jeszcze zmianę? – zapytał bardziej siebie niż jej. Otworzyła oczy a jej
mina mówiła „Bez kija nie podchodź” spojrzała na Rey’a tym wzrokiem, aż ten się
zatrząsł…. Ma podobne spojrzenie do… Do kogo? Nie pamiętam ale wiem że
widziałem gdzieś to spojrzenie… Moje rozmyślania przerwał jakby mechaniczny
głos Weasley.
-Beniamin ma zmianę przy frontowych. I jak mi się wytłumaczył oglądał właśnie
nową trampolinę dla swojej córki na urodziny….
-To więc jak się zorientował?
- Jeden z moich prawników powiedział mu że Simon się tu dostał ten spanikował
nie wiedząc zbytnio kim on jest i jak wygląda zadzwonił do mnie. Mówiąc „Panno Weasley
pan Simon Bell idzie do pani” w tym momencie doznałam furii . Głupi kretyn . No
i ten wariat teraz gdzieś zniknął, na pierwszym piętrze nie działają kamery, na
drugim też.
-To może nie powinnaś czekać na dalszy ciąg wydarzeń i wezwać policję do tego
niebezpiecznego mugola?
-Może rzeczywiście powinnam tak zrobić…. Dobra dzwonię – podniosła słuchawkę od
stacjonarnego który stał w rogu jej gabinetu i wykręciła numer. Siedzieliśmy
napięci jak struny, gdy ona wydawała się być opanowana chodź wiedziałem że to
Tylko pozory. – nie działa… Linia nie działa, odciął linię… No nie mogę! Czy
według was jest to normalny człowiek?! – zapytała nas. Blaise, ja i Rey
pokręciliśmy głową, Rey strasznie szybko, Blaise tak jakby z wahaniem, a ja
ledwo zauważalnie – spojrzała w sufit – Dlaczego? Dlaczego właśnie ja muszę
pracować z takimi idiotami?! Co ja do cholery zrobiłam że mnie tak Merlin
pokarał tym głupim ochroniarzem? Za co?! – spytała, oparła się o ścianę i
zjechała w dół, kucnęła, schowała twarz w dłoniach. Blaise podszedł do Weasley
i mocno ją przytulił, zdziwiło mnie to… Czyżby Blaise coś czuł do niej? A może
to jest jego dziewczyna? Nie przecież mówił „Stara przyjaciółko”….
Przyjaciółko?! Zaraz, zaraz Blaise mówił coś jak wrócił z Hiszpanii że poznał
pannę swojego życia… Nie opisał mi jej… To ! To była na pewno Weasley!
-A niech mnie Merlin kopnie! – wykrzyczałem, a Weasley, Blaise i Rey spojrzeli
na mnie ze zdziwieniem. – no co? Nie gapcie się tak na mnie – powiedziałem
grobowym głosem – Panno Weasley czy jest tu jakieś wyjście ewakuacyjne ?
Najlepiej obok twojego gabinetu albo na tym piętrze.
-Tak jest – miała drżący głos – w moim gabinecie… - spojrzeliśmy na nią z
zdziwieniem, gdy ta wstała i podeszła do ściany na której widniała fototapeta
Londynu w nocy . Były tam wieżowce, bloki i centra handlowe. Podeszła do
wieżowca który znajdował się najbliżej
okna, i pchnęła lekko ścianę ta uchyliła się ledwie zauważalnie. Podszedłem
szybko aby otworzyć drzwi jeszcze bardziej zobaczyłem słabo oświetlony pokoik o
szmaragdowych ścianach, pokoik był w kształcie prostokąta jak się lepiej
przyjrzałem to zobaczyłem rozmazany zarys prostokąta przy pierwszym rzucie oka
można by było pomyśleć że to jest
padający cień… Lecz po głębszym przypatrzeniu się dostrzegłem tam drzwi.
-Tu jest przejście na dach a z dachu można odlecieć helikopterem ewentualnie
zejść na parter omijając kamery – pokazała dłonią na rozmazany prostokąt.
-Dobra Gin ktoś musi z tobą pójść a ktoś musi Tu zostać aby grać na zwłokę.
-To może ja tu zostanę wraz z …? –odezwał się Rey
-Wraz ze mną. – powiedział Blaise kiedy tylko miałem otworzyć usta, spojrzałem
na niego spod łba ten jedynie się uśmiechnął a jego oczy mówiły „Kuj póki
żelazo gorące” za to mój wzrok mówił „Blaise zabiję cię przy najlepszej
okazji”, jego „ Oj nie przesadzaj Malfoy, wiem że tego chcesz” rozmawialiśmy
tak przez dłuższą chwilę komunikując się jedynie wzrokiem, za to Weasley wraz z
Teterem o czymś rozmawiali. Blaise odwrócił wzrok i się uśmiechnął.
-To co wymyśliliście?
-Wymyśliliśmy że zrobimy tak, ja wraz z tobą Blaise zostaniemy tutaj udając iż
jesteśmy podczas ważnego spotkania zaś Ty Draco wraz z panną Weasley pójdziecie
na dach, jeżeli Blaise wyśle wam znak w postaci białej iskierki która
będzie czekała w tym małym pokoiku. Kiedy iskierka do was dotrze to znaczy że
macie jak najszybciej opuszczać budynek, a jak dolecą dwie jedna po drugiej w
dwu sekundowej przerwie to znaczy że możecie spokojnie wracać. My postaramy się
jak on oczywiście tu przyjdzie zatrzymać
go jak najdłużej żeby policja zdążyła dojechać. A i wyczaruję tabliczkę
zastępca dyrektora z swoim nazwiskiem zamiast twojej, jak coś To Ty nadal
jesteś w Japonii najlepiej by było gdybyście czekali na schodach przy wyjściu
na dach.
-Dobrze będziemy tam czekać – powiedziałem bo Weasley była zbyt roztrzęsiona by
mówić, spojrzała na mnie swoimi dużymi oczami z wdzięcznością zakrywając sobie
usta dłonią.
-Dobrze to wy już idźcie i zabierzcie rozwalony telefon Ginny najlepiej abyście
go nie składali ponieważ ten szaleniec mógł umieścić w nim nadajnik GPS no bo
niby skąd wiedział że Gin jest dzisiaj w pracy a nie za miesiąc?
-Niby tak – odezwał się Blaise spoglądając na poruszoną Weasley która ledwo co
ukrywała łzy. Zrobiło mi się jej żal… O Merlinie! Mięknę…. Ciekawe czemu?
-Draco? – odezwał się mój przyjaciel potrząsając mną tym samym rozwiewając moje
przemyślenia –Śpisz czy co?
-Nie nie śpię, czego chcesz?
-Zabierz już Weasley na schody czekajcie tam na iskierkę ok?
-Ok. – wziąłem Weasley pod rękę ciągnąc ją do pokoju, jak tylko weszliśmy drzwi
się zamknęły jeszcze tylko iskierki zdążyły wlecieć poszliśmy w stronę
rozmazanego prostokąta , prostokąt był takiej samej wysokości jak Weasley czyli
mniejszy od mnie tak że musiałem się schylić przechodząc przez niego. Schody
były z ciemnego drewna jedynie dwie świeczki o zapachu lawendy je oświecały,
najwyraźniej ruda lubiła taki sam zapach jak ja, schody okrywały szczelnie dwie
ściany tak że nie było w ogóle miejsca na coś więcej, niby schody dwu osobowe a
z trudnością się te rzekome dwie osoby
mieściły, wiewiórka szła przodem ja zaś podtrzymywałem ją z tyłu, mając w
prawej ręce różdżkę. Doszliśmy już do drzwi wiewióreczka oparła się o prawą
ścianę ja zaś niestety jak najbliżej niej o lewą, musiałem mieć ją w zasięgu
ręki aby w razie czego ją osłonić, nie wiem w sumie czemu się tak tym
przejąłem… Ten facet rzeczywiście wydaje się być niebezpieczny przecież każdy
zdrowy człowiek nie zagroziłby wysadzeniem budynku tylko dlatego że kobieta nie
zgodziła się iść z nim na randkę. Ten
Simon Kell? Well? Mell? Bell? Jak mu tam wydaje się naprawdę nie stabilny
psychicznie. I te pogróżki, sam dzisiaj jej groziłem ale tylko i wyłącznie aby
coś się o czymś przekonać a on, on groził jej na poważnie. Nie wiem co mu
zrobiła ale na pewno nie jest to powód aby ją zaraz uśmiercać. Sam co prawda
zabiłem jednego czy dwóch ludzi ale to w obronie. Byłem zły ale teraz jestem
inny nawet pogodziłem się z Harrym CUDOWNYM-WYBRAŃCEM-KTÓRY-OCALIŁ-ŚWIAT
Potter’em więc nie jest tak źle. Nawet przeprosiłem tą szlamę znaczy Hermionę
Potter– Greanger a ja nigdy nie
przepraszam. Pomogłem głupowatemu braciszkowi Weasley zdobyć dobrą posadę w
Ministerstwie Magii zanim ten pajac został aurorem. Zrobiłem dużo dla tych
wszystkich moich wrogów, nawet otworzyłem sklep z mugolskimi rzeczami aby pan
Weasley zarabiał więcej. Nawet mój ojciec dogadał się z Wesley’ami i są teraz
dobrymi znajomymi z ojcem Weasley, zdziwiło mnie to kiedy pan i pani Weasley
przyszli do naszego domu z kondolencjami w sprawie śmierci mojej matki, jako
jedyni tak naprawdę okazali skruchę i
żal gdy inni byli obojętni. Przynieśli nawet specjalną szarlotkę którą
Ron się tak chwalił jak byli w szkole, nie żebym słuchał ale potem Crabbe i
Goyle zaczęli mi coś gadać że zabrali Wesley’om szarlotkę ich mamy którą przysłała
na pociechę kiedy Potter stracił Blacka, wtedy mnie to śmieszyło a teraz
doszedłem do wniosku że zachowali się jak dwaj kretyni. Ale wtedy zrobiliby
wszystko aby mi się przypodobać. Myślę tak już od jakiś dziesięciu minut a ruda
wiewiórka nie odezwała się słowem. Spojrzałem na nią zaciekawiony w jej
brązowych oczach dostrzegłem łzy. Jedna wydostała się spod drżącej powieki i
spłynęła na jej opalony policzek, nie myśląc wiele NIE CO JA SIĘ BĘDĘ
OSZUKIWAŁ nie myśląc WCALE dotknąłem jej
ciepłej twarzy swoją najwyraźniej zimną ręką i starłem łzę kciukiem zobaczyłem
na jak jej gładkiej twarzy pojawiają się ciarki.
-Nie becz Weasley. – wyszeptałem , może i
nie było to najlepsze pocieszenie ale stwierdziłem że jestem za dobry
jak na obecny dzień, gdzie tam miesiąc,
dobra rok… Ewentualnie wystarczy tej dobroci na następne stulecie, uśmiechnęła
się smutno.
-Nie beczę tylko płaczę Malfoy, a to dość spora różnica. –jej usta znalazły się
tuż obok mojego lewego ucha (od strony drzwi na dach) szeptała, a jej głos
wyrażał tyle emocji – i nie beczała bym gdybym nie miała powodu. Ja nigdy nie
płaczę czy beczę. Zmieniłam się od czasów Hogwartu. Wiesz? – przeciągała slaby
cały czas szepcząc, co dało niesamowity ponętny efekt, uśmiechnąłem się w duchu
właśnie pomyślałem że ta wiewiórka jest ponętna i seksowna , co się ze mną
dzieje?
-Czyżby Weasley ?- też przeciągałem sylaby szepcząc, mój głos był grobowy co
dało dziwny lecz zaskakujący efekt – jak dla mnie to Ty cały czas jesteś
wrażliwa, zgubiona, bez oparcia bo pan Potter Cię zostawił dla twojej
najlepszej przyjaciółki… Czy to Cię nie boli? Czy nie kuje? Kiedy widzisz ich
całujących się? Kiedy widzisz ich trójkę dzieci? Które każde jest podobne do
niej i do niego a nie do Ciebie. Nie boli Cię to? – moje usta były w tym samym
miejscu co jej lecz po mojej prawej stronie, szeptałem grobowym tonem z nutką
sarkazmu. Od chyliła głowę aby spojrzeć w moje niebiesko stalowe oczy. Jak
zwykle bez wyrazu, uczuć czy czegokolwiek, spojrzałem w jej duże brązowe oczęta
chciałem dostrzec w nich emocje bo jej twarz była pusta, bez wyrazu w jej
oczach niczego się nie dopatrzyłem. Niczego. Złości. Smutku. Nienawiści.
Niczego tylko pustkę identyczną jaką wyrażała jej twarz. Zdumiałem się, nigdy
nie potrafiła ukrywać uczuć w oczach. Ona robi to tak samo świetnie jak ja i
jak jeszcze jedna osoba którą sam nauczyłem tak dobrze chować emocje…. Blaise!
Blaise musiał ją tego nauczyć no bo kto inny? Po zerwaniu z Potterem jeszcze w
szkole kiedy była na szóstym roku a on na siódmym, nie chodziła długo
przygnębiona. Potter poleciał do kujonicy a ona została sama. Ale była przejęta
tylko trzy dni, dokładnie wiem ile ponieważ dokuczałem jej z tego powodu, po
trzech dniach tak jak by opętał ją duch dobrego samopoczucia, radości i nie
przejmowania się niczym stała się właśnie taka. Bez pokazywanych uczuć. Tylko
jedynie radość, śmiała się z dokuczliwych żartów, nawet pogratulowała Hermionie
związku z Potterem i obydwoje ich uścisnęła znaczy Greanger wyściskała a
Pottera po prostu przytuliła z szerokim uśmiechem. Pamiętam ten dzień
listopadowy poranek wszyscy siedzieli w Wielkiej Sali jak na skazaniu a ja to
już w szczególności umierałem z powodu
mojego kaca po wcześniejszej imprezie Blaise, tylko ona uśmiechnięta
zarażała wesołością czego skutkiem było to że stół Gryffindoru zaraz zaczął się
śmiać, prowadzić konwersacje i żartować. Obok gryfonów miał stół Ravenclaw
który też nagle obudził się do życia, potem
Hufflepuff, nawet kilkoro ślizgonów zaczęło opowiadać przeróżne historie
. Patrzyłem na to wszystko obojętnym wzrokiem, gdy nagle Weasley wstała stanęła
na ławce i poprosiła o ciszę, cisza zapadła po jakimś czasie. Kiedy już ona
zapadła Weasley rozejrzała się z szerokim uśmiechem mówiąc po chwili „
Chciałabym serdecznie pogratulować mojej najlepszej przyjaciółce Hermionie
Greanger oraz mojemu przyjacielowi Harry’emu
Potter’owi nowego jak mam nadzieję udanego związku. Gratuluje wam waszej
cudownej miłości, jest mi niezmiernie miło że Ty Hermiono wreszcie spotkałaś jak
mam nadzieję miłość swojego życia. A więc jeszcze raz serdecznie gratuluję i
życzę powodzenia na nowej drodze związku” zeszła z ławki i wyściskała Greanger
szepcząc jej coś do ucha aż ta się zarumieniła, potem poszła do Pottera którego
też przytuliła i coś mu wyszeptała aż temu spadły okulary, w ślady wiewiórki
poszły inne osoby z także innych stołów, które też im gratulowali i ściskali
jedynie mój stół siedział na swoich miejscach, zaraz para pajaców od mnie z
domu zaczęła parodiować Greanger z Potterem obściskujących się w łazience
Jęczącej Marty, przyznam że było to śmieszne zjawisko kiedy rzekomemu panu
wybrańcowi spadły okulary z skórek od pomarańczy a rzekoma pani chodząca
biblioteka upuściła książki w postaci miski z pączkami kiedy starali się
pocałować mając miny srających kotów na pustyni.
-Nie, nie boli – odrzekła stalowym głosem
-Czyżby? Nie wydaje mi się. Jestem pewien że to Cię boli.
-To źle jesteś pewien -wymruczała mi do ucha – iskierka.
-Iskierka? Jaka iskierka?
-Spojrzyj w lewo Malfoy.
Zrobiłem tak. I zobaczyłem iskierkę to znaczy że musimy stąd iść.
-Chodźmy
-Tak chodźmy – zgodziłem się
Wyszliśmy przez drzwi i oślepił nas blask zachodzącego już lekko słońca. Swoją
białą dłonią przysłoniłem oczy. Weasley
szła szybkim, zdecydowanym krokiem ciągnąc mnie wciąż zasłaniającego oczy dłonią
za prawe ramie.
-Tam są schody – wskazała miejsce po naszej lewej stronie, szedłem już mrużąc
oczy, pierwszy raz spojrzałem na rudą miała na sobie czarne okulary które
nadawały jej tajemniczości. Doszliśmy do drzwi które otwierały się kodem, nie
patrzyłem jaki, drzwi otworzyły się z kliknięciem, weszliśmy drzwi zamknęły się
z podobnym kliknięciem, zeszliśmy szybko po schodach prawie po nich biegnąc,
zdziwiło mnie jak to możliwe że Weasley chodzi tak szybko w tych wysokich
czerwonych szpilkach na oko z 10 cm czy nawet 15cm „Zabiłbym się w takich
butach”. Doszliśmy na parter i wyszliśmy od tylniej strony budynku, przed sobą ujrzałem ruchliwą ulicę Weasley
szła w jej kierunku zatrzymała się przy krawężniku a ja za nią zagwizdała na
taksówkę zaraz jedna się zatrzymała, wsiadła i zostawiła drzwi otwarte najwyżej
oczekiwała że ja też wsiądę, zrobiłem
tak jak oczekiwała. Podała adres i pojechaliśmy wbiliśmy się oczywiście w korek
w końcu to godziny szczytu, po jakiejś godzinie stania i powolnego poruszania
się na zmianę dojechaliśmy do kamienicy najwyraźniej Weasley. Zbudowana była z
czerwonobrązowej cegły i miała trzy pary wielkich ciemnych dębowych drzwi
najwyraźniej do klatek. Podziękowała kierowcy, zapłaciła i wysiadła ja też
wysiadłem, spojrzała na mnie spode łba
kiedy taksówka odjechała.
-Dziękuję – wycedziła przez zaciśnięte zęby – za to że mnie odwiozłeś.
-Och oczywiście nie ma za co – powiedziałem żartobliwie z nutką jadu – może zaproponujesz kawkę Weasley?
-Ależ oczywiście Malfoy - wyszczebiotała
słodkim głosikiem – zaraz za rogiem masz „Dziurawy Kocioł” a za rogiem Kotła masz cukiernię w której
sprzedają fantastycznie dobrą kawę – obdarzyła mnie słodziutkim
uśmieszkiem. Zrozumiałem że mnie spławia
ale nie dałem się tak łatwo.
-To co? Która klatka?
-O nie, Malfoy… - spojrzałem na nią
chłodno i intensywnie – nie…. – powiedziała już mniej pewnie pod moim
intensywnym spojrzeniem – oj dobra… Ale tylko na kawę! – wywróciła oczami, odwróciła się i
poszła w stronę ostatniej klatki ja podążyłem za nią.
***
Dość późno to zamieszczam ale bardzo lubię ten rozdział, ponieważ od niego tak naprawdę się wszystko zaczyna ; ))
Pozdrowienia dla KOCHANEJ Muff <3
Ciekawa koncepcja :) jeszcze nie spotkałam się z opowiadaniem pisanym z perspektywy '' lamaczki-serc-Ginny" i odmienionego Malfoy'a.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę dużo weny i zapraszam do siebie,
krokwprzeszlosc.blogspot.com
Dziękuję, nawet nie wiedziałam że przedstawiłam taką tutaj Gin. Odmienionego? Cóż tak wyszło. Mam nadzieję że Ci się spodobało i będziesz czytać dalej. Byłam na twoim blogu: Fantastyczny, fajnie że są to czasu hunkcwotów.
UsuńJa również pozdrawiam : )
Ciepła herbata, ciepły kocyk i Twój blog - czego więcej chcieć do szczęścia? :)
OdpowiedzUsuńProngs.
Hm... nie wiem :)
Usuń