13 Lipca
2008 r. Niedziela
Weszłam do Nory jak zwykle było tam ciepło wskazówka z moim imieniem z
„Podróży” zmieniła się na „DOM” mama wyłoniła się z kuchni.
-Ginny!
-Mamo! – przytuliła mnie tak mocno że oczy chciały wyjść mi z orbit, puściła
mnie i głośno krzyknęła łamiącym się głosem z nadmiaru emocji i łez lejących
się po policzkach.
-Bill! Fred! George! Percy! Ron! Artur! Chodźcie tu szybko mamy
niespodziewanego gościa!
Zaraz zjawili się wszyscy zawołani, gdy tylko mnie zobaczyli w zielonej zwiewnej sukience na grube ramiączka, do tego
w miętowym sweterku przed łokieć oraz naturalnych sandałkach na koturnach
czyniących mnie równą z Ronem <najniższym z moich braci, mający ok. 175 cm
ja mam 169 cm> ich miny utworzyły idealne „O” jedynie Ron miał normalny
uśmiech na ustach. Miałam na prawej ręce delikatną srebrną bransoletkę z
kwiatkami wysadzaną szmaragdami oraz do kompletu naszyjnik i kolczyki. Zielona
torebka na srebrnym łańcuszku zwisała z lewego ramienia.
-Ginny – podszedł do mnie Ron i mnie uścisnął – jednak przyszłaś! – puścił mi
oczko.
-Jak mogłabym ominąć obiad u mamy? – uśmiechnęłam się szeroko.
-Ginny! – wykrzyknęli razem bliźniacy – Jak my Cię dawno nie widzieliśmy! –
wyściskali i wycałowali mnie. Potem podszedł do mnie Percy całując mnie w rękę
i lekko przytulając powiedział że się stęsknił.
-Ginny, kochanie. – rzekł tata z łzami w oczach – jak ja Cię dawno słoneczko
nie widziałem – przytulił mnie strasznie mocno i wycałował płacząc przy tym.
Wreszcie podszedł do mnie Bill.
-Malutka! – zawsze mnie tak nazywał, uśmiechnęłam się szeroko ten do mnie
podszedł przytulił podnosząc nad ziemię kilka centymetrów i wycałował mnie.
Wszyscy już wrócili do jadalni, nic nie mówiąc że przyjechałam tylko ja dalej z
Billem stałam w kuchni.
-Idziemy? – spytał niepewnie
-Idziemy – pokiwałam entuzjastycznie głową. Poszedł do jadalni a ja za nim, był
tam straszny hałas zresztą tak jak zawsze, słyszałam śmiech Hermiony, rozmowy
bliźniaków oraz członków zakonu, ale i usłyszałam Malfoya i jego ojca. Bill
usiadł obok Fleur a ja ukazałam się oczom zebranych. Trzymając w rękach
zapakowane ślicznie pączki oparłam się o framugę czekając na reakcje osób
którzy mnie nie widzieli aż dziesięć lat, reakcja była już po chwili pierwsza
wstała Hermiona, baaa ona nie wstała ona
przewróciła krzesło i podbiegła do mnie wyglądając jak dzikie zwierzę które
upatrzyło sobie ofiarę, gdy już mnie dopadła ledwo co zdążyłam podać pączki
mamie a ta już mnie ściskała i płakała ze szczęścia, kiedy zostałam wycałowana
i wyściskana przez wszystkich w tym także przez ojca Malfoya i poznałam urocze
dzieci Hermiony i Harry’ego, Nevilla i Luny. Pociechy od razu mnie polubiły i
już po chwili byłam ciocią nr. 1 w gronie innych cioć i wujków. Gdy tylko
usiadłam zaczęły się pytania „Gdzie
byłaś?”, „Na ile przyjechałaś, Gin?”, „Gdzie pracujesz?”, „Masz kogoś?” , „Masz
dzieci?” i takie inne, odpowiadałam na wszystkie pytania, na pytanie masz kogoś
odpowiedziałam „nie” czym lekko zdziwiłam Malfoya, kiedy już zaspokoiłam
ciekawość ludzką, gdy już skończyliśmy jeść i każdy zajął się rozmową podeszłam
do Hermi i poprosiłam ją aby ze mną poszła na górę do mojego starego pokoju,
poszła bez słowa, gdy tylko weszliśmy i zamknęłam drzwi rzucając zaklęcie wyciszające wykrzyknęłam.
-Spałam z Malfoy’em! – spojrzała na mnie jak na wariatkę.
-Co zrobiłaś?!
-Nic- złapałam ją za rękę i wyciągnęłam
z pokoju, pociągnęłam ją po schodach. Tak naprawdę to nie wiem czemu jej
to powiedziałam, niby to moja przyjaciółka… No ale nie ważne. Wciągnęłam ją do
salonu, gdzie nie będzie mogła mnie wypytywać ,połowa naszych gości już wyszła
została sama rodzina i Malfoy’owie.
-Słuchajcie kochani! – wykrzyczałam ochrypłym głosem – Przywiozłam wam
prezenty!
Rozległy się radosne okrzyki dzieciaków, mruczenie dorosłych „że nie trzeba
było” uśmiechałam się jak głupia widząc cieszące się dzieci, lekko skrępowanych
dorosłych i zimny wzrok Malfoya, po ciele przeszedł mi dreszcz wzdrygnęłam się
ledwo zauważalnie. Obok mnie stała Carly i uśmiechała się do mnie słodko
odwzajemniłam jej uśmiech, wzięłam dziewczynkę na ręce i poszłyśmy do stołu na
którym leżały prezenty.
-Chcesz mi pomóc Carly? – zapytałam z czułością a dziewczynka promiennie się
uśmiechnęła. Była naprawdę urocza, małe zgrabniutkie malinowe usteczka,
zaróżowione policzki i te śliczne zielone oczy, które teraz się świeciły jak
niebo w czystą gwiaździstą noc.
-Tak, ciociu Inny
Uśmiechnęłam się do niej, tak słodko mówiła niektóre słowa, jeszcze z takim dziecięcym
seplenieniem, posadziłam dziewczynkę na blacie i kiwnęłam w stronę paczek.
Sięgnęła swoją małą rączką po jeden z prezentów, zapakowany w ciemny niebieski
wręcz wpadający w czerń, lekko się błyszczący papier. Podała mi paczuszkę i się
uśmiechnęła.
-Ten? Na pewno?
-Tak.
Tak więc spojrzałam na paczuszkę do której była dołączona niebieska karteczka,
z pięknie napisanym imieniem przyszłego właściciela. Spojrzałam na ludzi przy
stole, którzy patrzyli na mnie z niecierpliwością uśmiechnęłam się.
-Fleur… To dla Ciebie.
Od zawsze za nią nie przepadałam, ale od czasu kiedy odwiedziłam Francję i
wpadłam do rodzinnego domu Delacour, zmieniłam o niej zdanie. Pamiętam dobrze
ten dzień, i także mile go wspominam, tak naprawdę to był przełom mojej
znajomości z francuską.
Długie srebrno-blond włosy miała delikatnie zakręcone, jej ciemnoniebieskie duże oczy były podkreślone,
delikatną, brązową, kreską. Ubrana jak
zwykle z wyczuciem i elegancją, cienka, błękitna, satynowa koszula fantastycznie na niej wyglądała,
zapina na małe guziki w kształcie różyczek i z rękawem trzy czwarte, ciemno niebieskie, zwężane
spodnie oraz jasnoniebieskie balerinki wyglądały świetnie, wstała od
stołu i z pięknym uśmiechem podeszła do Gin. Bardzo to wszystkich zdziwiło
kiedy to przytuliły się, a ruda nawet odrobinę się nie wykrzywiła.
-Ginny, jak ja cię dawno nie widziałam! – powiedziała całkiem dobrą
angielszczyzną, uśmiechnęłam się do niej lekko.
-Ja Ciebie również, Fleur. Proszę to dla Ciebie – rzekłam wyciągając paczuszkę
w stronę francuski, wyciągnęła rękę z wahaniem cały czas się uśmiechając.
-Dziękuję, ale nie trzeba było.
-To naprawdę skromny upominek.
-Ach, dziękuję.
Spojrzała na paczuszkę i delikatnie ją rozpakowała, jakby bojąc się że zniszczy
piękny papier, z chwilą kiedy otworzyła paczuszkę, zapachniało konwaliami. Oczy
Fleur zrobiły się niewiarygodnie wielkie, kiedy zobaczyła co jej podarowałam,
uśmiech błądził w kącikach jej ust.
-Co dostałaś, skarbie? – zapytał z czułością Bill. Fleur nie odpowiedziała
tylko się uśmiechnęła, ucałowała mnie i podziękowała, wiedziałam że się ucieszy
z tego prezentu, kiedy we Francji zobaczyła tą biżuterię od razu się zakochała.
Piękna z białego złota wysadzana diamentami, drobny łańcuszek a na nim
delikatna zawieszka przedstawiająca serduszko, do tego były kolczyki i drobna
bransoletka. Pasowały idealnie do Fleur, lecz nie było jej wtedy pamiętam na to
stać. Carly która widziała co dostała
jej ciocia uśmiechnęła się i przyłożyła paluszek do swoich, małych usteczek, w
geście milczenia, puściłam małej oczko co wywołało u dziewczynki atak śmiechu.
Podała mi teraz średniej wielkości paczkę, zapakowaną w czerwony, matowy
papier, na górze miała przyklejoną laskę wanilii czyli ulubiony zapach Hermiony.
-Hermi, chodź tu do mnie.
Moja przyjaciółka wstała, bujne, kasztanowe loki spięła w luźny kok, ubrana w
czerwoną koszulkę na krótki rękaw i jeansową spódnicę przed kolano podeszła do
mnie.
-Och Ginny… Nie trzeba było.
-Trzeba, trzeba. Muszę Ci jakoś odpłacić te dziesięć lat nie obecności.
-Czyli to forma przekupstwa?
Odezwała się Hermiona i szczerze obydwie się zaczęłyśmy śmiać, po tym jak się
uspokoiliśmy i podałam jej paczkę otworzyła ją inaczej niż Fleur która bała się
zniszczyć papier, Hermiona po prostu zrobiła to zaklęciem, gdy papier już opadł
ukazał jej się zestaw książek o czarodziejach z całego świata, oczywiście
napisanych w ojczystych językach, przez co Miona może się nauczyć nowych
języków. Myślałam że oczy z orbit wyjdą mojej przyjaciółce, po tym jak już się
napatrzyła na swój nowy „skarb” rzuciła się na mnie i zaczęła mi dziękować, po
pewnym czasie mi także oczy chciały wyjść z orbit, kiedy już skończyła udała
się na swoje miejsce i zaczęła z zapałem czytać jedną z książek.
Carly podała mi następną małą paczuszkę zapakowaną w ozdobny, czarny,
błyszczący papier, karteczka również czarna na której widniało pięknym, białym
pismem imię Lavender, ówczesnej żony Ronalda. Poprosiłam Lav alby do mnie podeszła, lekko speszona i uśmiechająca się nieśmiało wstała od stołu, Gin
zobaczyła że jest ubrana w czarną zwiewną sukienkę i czarne buciki na płaskim
obcasiku, włosy miała spięte jak zwykle, czyli w warkocz.
-Proszę, to dla Ciebie. – powiedziałam wręczając jej paczuszkę, lekko
skrępowana rozerwała papier i zobaczyła piękną bransoletkę, czarno-czerwoną.
Podziękowała, ucałowała Ginny i usiadła obok swojego męża i jedynej córki,
Ally.
Carly podała mi następną paczkę a raczej dwie, w takim samym kolorze, a
dokładniej pomarańczowym. Nie musiała patrzeć komu ofiarowała te prezenty, ona
to wiedziała.
-Fred, George… To coś dla was. Co według mnie wam się przyda.
Puściłam im oczko, podeszli do mnie jak
zwykle się uśmiechając. Rozpakowali prezenty i zobaczyli dwa wielkie kufry,
które jak otworzyli rozłożyły się, a raczej podzieliły na sześć małych komódek,
siedmiu dużych szuflad i czterech głębokich dziur. W każdym z kufrów znajdowały
się magiczne przedmioty, do wytwarzania magicznych rzeczy do sklepu bliźniaków.
Oczy świeciły się im niczym galeony.
-Róża mandalińska…. – szepną zafascynowany Fred.
-Kamienne fiskujaki – dodał podobnym głosem George.
Obydwaj zachwycali się, każdym przedmiotem po kolei. Po jakimś czasie wrócili
na swoje miejsca po tym jak mnie wyściskali, wciąż rozmawiając i się zachwycając
przedmiotami które były teraz w ich posiadaniu. Katie i Angelina wywróciły
oczami, patrząc na swoich mężów.
-No to teraz, która paczuszka myszko? – powiedziałam czule do Carly, która
wpatrywała się z fascynacją w fioletowe duże pudło stojące na ziemi, wskazała
na nie dłonią.
-Kochanie może później, najpierw rzeczy ze stołu, dobrze?
Niechętnie ale w końcu przystała, podała mi kolejne drobne pudełeczko w
pięknej torebeczce. To był prezent dla Angeliny, żony Freda. Poprosiłam ją aby
do mnie podeszła, uśmiechnęła się i wstała,
podążając do mnie. Wręczyłam jej drobne pudełko, otworzyła je i
zobaczyła srebrną bransoletkę z jakimiś symbolami.
-Śliczna… Ale co to za symbole?
-Symbole te są chińskie, odpędzają złe duchy i czarne moce. Chroniąc tych
którzy je noszą.
-Och…Ginny… - powiedziała zachwycona Angelina – Dziękuję.
Uścisnęła mnie delikatnie i odeszła. Carly podała mi kolejne pudełeczko,
podobne do tamtego co dostała, Angelina.
-Katie, to dla Ciebie.
Katie wstała nie mogąc się przypatrzeć dokładnie bransoletce Angeliny, która
już była na jej nadgarstku. Uśmiechnęła się i odebrała z mojej wyciągniętej
dłoni pudełeczko, otworzyła ją a tam była podobna bransoletka lecz z innymi
symbolami.
-Dziękuję, ona jest taka sama jak Angeliny?
-Nie ta jest troszeczkę inna, te symbole owszem chronią właściciela, ale mają
inne moce. Jej zadaniem jest chronić bliskich i samą właścicielkę noszącą
bransoletkę. Kiedy komuś z bliskich osób tobie Katie będzie działa się krzywda,
bransoletka stanie się bardzo zimna informując cię o niebezpieczeństwie drugiej
osoby.
-Skąd będę wiedziała gdzie ta osoba się znajduje?
- Bransoletka w momencie kiedy staje się zimna, działa podobnie jak świstoklik,
jeżeli dotkniesz go z myślą że chcesz się znaleźć przy zagrożonej osobie,
zaprowadzi cię tam.
-Och Ginny, to naprawdę wspaniały prezent! Dziękuję
Ucałowała mnie i odeszła na krzesło obok Angeliny, która zaraz zaczęła się
zachwycać jej prezentem. Obydwie teraz oglądały swoje bransoletki. Carly podała
mi teraz prezent, który wyglądał jak wielgaśny cukierek, zapakowany w
błyszczący się papier w dwóch kolorach, złota i czerwieni.
-Ron to dla ciebie! Mam nadzieję że nie będzie cię nic po tym bolało.
Podszedł do niej i rozpakował prezent, jak się okazało były to różne słodycze ze
wszystkich krajów w jakich byłam, mój brat naprawdę się ucieszył, wyściskał
mnie i wycałował, kolejny już raz i udał się na swoje miejsce, obok swojej
żony. Carly podała mi teraz prezent, zapakowany w zielony papier „Prezent dla
Pottera”.
-Harry, to dla Ciebie.
Powiedziałam uśmiechając się do niego i wyciągając w jego stronę rękę, musiał
tylko wstać. Przyjął prezent i powiedział szczere „dziękuje”, usiadł i go
rozpakował. Dostał kolekcję zniczów z całego świata, od najlepszych
szukających, oczywiście z ich autografami. Oczy świeciły mu się jak świeczki a
buzię miał otwartą, w idealne O. Carly tym czasem wcisnęła mi do dłoni kolejny
prezent, dla Billa, podeszłam do mojego brata i się uśmiechnęłam kładąc mu
paczkę na kolanach. Podziękował i otworzył, jako że Bill pracował nadal w banku
Gringotta, tylko że na lepszym stanowisku, bo na stanowisku dyrektora wykupiła
mu wycieczkę z rodziną na Malediwy oraz coś co niekoniecznie chciał wszystkim
pokazywać. A szczególnie osobom niepełnoletnim. Podziękował z lekkim rumieńcem
na twarzy. Podeszłam do Carly.
-Jaki teraz prezent myszko? Zostało jeszcze osiem, który teraz wybierzesz?
-Ten.
Pokazała na dość spore pudełko z, różowymi ściankami i kwiecistym białym
wieczkiem. Prezent dla Victorie.
-Vicky, to dla ciebie.
Jedenastoletnia dziewczynka spojrzała na mnie,
wyrwana z zamyślenia. Uśmiechnęła się, miała olśniewający uśmiech i
niczego sobie urodę, którą odziedziczyła po matce. Miała długie, falowane blond
włosy i ciemnoniebieskie z łatkami morskiej zieleni oczy. Ubrana była w piękną
niebieską sukienkę do połowy uda, przepasaną brązowym paskiem z zamiast
klamerką, to kokardką i w niebieskie balerinki. Podeszła do mnie i się
uśmiechnęła, ukazując swoje białe niczym śnieg zęby.
-Dziękuję ciociu, nie trzeba było.
-Oj Vicky, mówisz jak stare zrzędy. Trzeba się cieszyć że nie musisz wydawać
pieniędzy na prezenty, i je przyjmować z wdzięcznością a nie słowami „Nie
trzeba było”. Proszę. – podałam jej pudełko, wszystko mówiłam żartobliwym tonem
więc Victorie uznała że żartuję, wzięła podarunek i otworzyła wieko pudełka.
Jej oczom ukazała się śliczna blado różowa sukieneczka z elementami
koronkowymi. Uśmiechnęła się, ale gdy zobaczyła że dołączona jest do tego
karteczka pachnąca różami uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Na karteczce widniał
napis, ręcznym, bardzo ładnym pismem:
Droga Victorie!
Ta sukienka jest na wyjatkowa okazje.
Mam na mysli, randke z Teddym Lupinem. Wiem ze z soba chodzicie i wiem tez ze
Teddy bardzo Cie kocha. Uzywaj madrze tej sukienki, poniewaz, to nie jest taka
zwykla sukienka. Pomysl nad tym, i naprawde nie zakladaj jej, kiedy nie bedziesz
pewna, ze to wlasnie ta wyjatkowa okazja. Sukienka nie bedzie dwa razy tak samo
dzialac.
Ciocia Ginny
Victorie podziękowała uprzejmie i odeszła na swoje miejsce. Wciąż zastanawiając
się nad sensem, tego liściku. Carly pokazała mi kolejny prezent, małe drewniane
pudełko które było przeznaczone dla syna Fleur i Billa.
-Louis, chodź to dla Ciebie.
Chłopak podszedł do mnie i się nieśmiało uśmiechnął, widział mnie drugi raz w
życiu, wiedział że jestem siostrą jego taty, ale dziwnie się czuł. Był młodszy
od Victorie o rok, a starszy od Dominique o dwa lata. Miał zmierzwione, nie
takie krótkie rude, takie bardziej wpadające w brąz włosy, niebieskie oczy po
Billu i olśniewający uśmiech po Fleur., był też bardzo przystojny jak na swój
młody wiek. Podałam mu drewniane pudełko, wiedząc że bardzo ładnie rysuje. W
tym pudełku było wszystko potrzebne do rysowania, od ołówków po flamastry. Na
pudełko był narzucony czar powiększający aby wszystko się zmieniło, na wieku pudełka widniało imię chłopca. Otworzył szeroko oczy ze zdumienia i co dziwne,
przytulił mnie. A on zwykle nie wie jak się w stosunku do mnie zachowywać.
Odwzajemniłam jego uścisk i pocałowałam w czoło, pobiegł do mamy i zaczął jej
pokazywać co dostał. Następny prezent był do Dominique, dziewczynka była bardzo
podobna do małej Gabrielle, swojej cioci i chrzestnej z racji
iż to siostra matki, jedyne co różniło Gabrielle od Dominique był uśmiech,
uśmiech Dominique był słodki i uroczy, a gdy się uśmiechała pojawiał się jeden
malutki dołeczek w policzku, miała rumiane policzki i malinowe usta. Czyli nie
przypominała tak bardzo siostry Fleur. Podeszła do mnie ubrana w fioletową,
tiulową spódniczkę do połowy ud oraz w bluzeczce idealnie pasującej do jej
spódniczki, sweterku i bucikach, włoski miała związane w koński ogon.
Podarowałam dziewczynce rzeczy potrzebne do tego aby tańczyć, taniec klasyczny.
Wiedziałam że mała od dziecka kochała
tańczyć, stawać na palcach po to aby równocześnie dotykać nieba i ziemi. Podziękowała
mi i pobiegła do swojego taty pokazując mu co dostała od cioci. Carly podała mi
kolejne pudełko, dla Albusa. Było ono długie i smukłe. Gdy chłopiec otworzył je
myślałam że rozwali cały dom, takie biło od niego szczęście, Harry podszedł do
swojego syna aby zobaczyć co dostał, ujrzał piękną, zrobioną z dębowego drzewa
polakierowanego na czarno miotłę. I to nie jakąś tam miotłę, ale najlepszą
miotłę następnego roku. Plotki na temat tego że „Gumbas 3462” jest najlepszą
miotłą na świecie, rozeszły się szybko. Fakt że ta miotła jest tylko jak na
razie w Chinach i nie można jej dostać, tu, w Londynie, powiększyły radochę
chłopca. Albus nie potrafił wyrazić słowami tego, jak jest mi wdzięczny.
Następny prezent był dla Syriusza, chłopiec interesował się magicznymi
zwierzętami, postanowiłam to wykorzystać. Dałam chłopcu prezent, który był tak
naprawdę zamaskowaną klatką dla zwierzątka, chłopiec chciał zerwać opakowanie
ale mu nie wychodziło, podjął się tego zadania Harry on też nie osiągnął w tym
żadnych skutków, później Hermiona która także nic nie wskórała, wszyscy obecni
starali się zerwać papier z biednego pudełka za pewnie strasząc biedne
zwierzątko, które znajdowało się w zamaskowanej klatce.
-Dobra dosyć! Bo na zawał zejdzie to zwierzę jak je będziecie tak dalej
torturować.
Spojrzeli na mnie dziwnie, przepchnęłam się pomiędzy tłumem jaki się zebrał
przy paczce, wyciągnęłam swoją różdżkę i cicho wyszeptałam zaklęcie zdejmujące
kamuflaż. Naszym oczom ukazała się średniej wielkości klatka, ze wszystkimi
możliwymi dodatkami jakie akurat znalazłam w sklepie, a na jednym z pięterek
klatki leżało przestraszone zwierzątko, które jak tylko mnie ujrzało, przestało
udawać martwe i zaczęło skrobać w drzwiczki klatki. Wszyscy byli zszokowani, ja
zaś otworzyłam klatkę i wyjęłam, małą karmelową z brązową łatką na prawym oku
fretkę Induzyjską, z pozoru wyglądała jak zwykła fretka, lecz ta była wyjątkowa.
-Ciociu! Dziękuję ta fretka jest świetna!
Wykrzyknął uradowany chłopiec.
-Kochanie, to nie jest zwykła fretka. To fretka Induzyjska. Fretki Induzyjskie
są niesamowicie inteligentne, potrafią mówić, niestety tylko w wyjątkowych
sytuacjach ukazują swój talent, a jeśli już do kogoś przemówią i to nie będzie „czy
mógłbyś mnie zostawić? Ty niewychowany bachorze” to znaczy że cię bardzo
polubiła, potrafią też uleczyć swojego właściciela którego muszą bardzo kochać,
mogą go wyleczyć poświęcając swoje życie, i nie wiele fretek się na to zdobyło.
Fretka może tylko raz oddać życie i to naprawdę ciężko chorej osobie, później
ta osoba nie choruje a może ją zabić jedynie zaklęcie niewybaczalne. Każde inne
nie działa na tą osobę, fretkę samą w sobie też trudno jest zabić. Posiadają
barierę ochronną od wszystkich zaklęć, tej bariery nie da się zburzyć, żadnymi
zaklęciami ani klątwami. Niczym. Fretki te mogą jedynie umrzeć na własne
życzenie, oddając dla kogoś życie albo po prostu stwierdzając że już się
nażyły. Uważaj na nią i dbaj o nią, a nie pozostanie ci dłużna. Pamiętaj jednak
że ciężko wzbudzić ich sympatię i nie zdarza się to często, Do mnie samej jedynie
się trzy razy odezwała, przedstawiając mi się, prosząc o zmianę wody oraz… - tu
urwałam, nie byłam pewna czy chcę mówić dzieciom takie rzeczy – oraz mówiąc mi
że mnie polubiła.
Chłopiec patrzył to na mnie, to na zwierzątko w moich rękach, z wzrokiem pełnym
ciekawości, strachu, dumy że to on ma tak wspaniałą fretkę oraz ciocię, w końcu
się odezwał.
-Dziękuję ciociu, nawet nie wiesz jak się cieszę z tak fantastycznego prezentu.
Chłopiec podszedł do mnie i omijając zwierzątko mnie przytulił.
-To jak ma na imię?
-Spróbuj zapytać jej, sam.
Poradziłam mu, wyciągając rękę z zwierzątkiem w stronę chłopca, wziął
delikatnie fretkę która obróciła się w jego rączkach patrząc na mnie z lekkim
strachem, przed nową osobą, uśmiechnęłam się do niej i wyszeptałam „to dobry
chłopiec, u nikogo nie będzie ci lepiej” fretka powolutku przekręciła się do
chłopca szepcząc „trzymam cię, za słowo”. Syriusz uśmiechnął się do niej.
-Hej, jestem Syriusz. Zechciałabyś może mi się przedstawić?
Zapytał grzecznie, fretka milczała, chłopiec patrzył na nią szczęśliwy, lecz z
każdą minutą kiedy fretka nie odpowiadała, szczęście w jego oczach przygasało,
uśmiechnął się do niej, nadal mu nie odpowiedziała. Wszyscy patrzyli na fretkę
z niedowierzaniem że ona może mówić, w końcu Malfoy się odezwał.
-Jesteś pewna Weasley, że ci się nie przesłyszało? Bo wygląda na to że ona nie
ma zamiaru się odezwać. Może jakaś mała kontrola u Munga by się przydała, co? –
spojrzałam na niego ostro – nie? A to szkoda.
Chłopiec całkiem już zrezygnowany, tym że zwierzątko się nie odezwało,
uśmiechnął się do niej smutno, wiedziałam co ona robi. Kiedy chciał coś
powiedzieć, rozbrzmiał piękny i delikatny głos, niczym dzwoneczki, taki lekki,
spokojny a wręcz kojący i wolny, wprost cudowny.
-Jestem Nox. A ty Draconie Malfoy’u zachowujesz się niegrzecznie, w stosunku do
Ginny. Chyba zapomniałeś o manierach, w stosunku do damy.
Wszyscy wpatrywali się w Nox z zdziwieniem, niedowierzaniem i merlin wie jeden
czym jeszcze. Nox patrzyła na Malfoya i byłam pewna że piorunuje go wzrokiem,
uśmiechnęłam się do zszokowanego blondyna.
-Nadal jesteś przekonany, Malfoy? Że się przesłyszałam?
Nie odpowiedział nic, jego tępy wyraz twarzy mówił wszystko, tymczasem odezwał
się Lucjusz, ojciec Dracona.
-Mój syn, chyba zapomniał dzisiaj spakować język i dobre maniery. Bardzo cię
Ginewro przepraszam, za mojego syna. Najwyraźniej zapomniał czego, go z matką
uczyliśmy – powiedział smutno.
-Nie zapomniałem – warknął wściekły – Wielkie przeprosiny należą się, Ginny,
masz rację Nox. Bardzo Cię przepraszam.
-Wiesz…Potrafisz powiedzieć „przepraszam” jak byś mówił „obyś zdechła”. –
wszyscy zebrani parsknęli śmiechem, nawet ojciec Dracona – przyjmuję.
Syriusz który wciąż nie wierzył że jego fretka się odezwała patrzył w nią
oszołomiony, tępym wzrokiem. Harry podszedł do syna.
-Ja jestem Harry, ojciec Syriusza. Miło cię poznać Nox.
-Ciebie również Harry. A to za pewnie Hermiona. – powiedziała zanim kobieta
zdążyła się odezwać, opierając się o swojego męża.
-Skąd to wiesz, Nox? – zapytała przestraszona.
-A no tak! Nie wspomniałam że potrafi patrząc na kogoś, go całkowicie poznać.
To też kolejny dar.
-Och… - rozeszło się po zebranych.
-Jeszcze został jeden prezent. Carly, myszko. To dla ciebie.
Wiedziałam że dziewczynka o tym marzy. Zdjęłam ją z blatu stołu i posadziłam na
ziemi, sama usiadłam obok a nad nami pochyliła się Hermiona.
-No otwórz kochanie. – powiedziała ponaglając córkę. Dziewczynka powolutku,
rozwiązała wstążkę a papier sam opadł i
ukazał naszym oczom zawartość. Był to zamek, i to nie byle jaki zamek. To był
Hogwart, duży domek dla lalek które spokojnie się tam mieściły i miały mnóstwo
jeszcze miejsca, domek był repliką Hogwartu i także był zaczarowany, schody się
ruszały, duchy się pojawiały. Było wszystko, takie jakie jest w Hogwarcie. I do
tego miała lalki mnie, Hermionę, Harry’ego, Rona, Bliźniaków i resztę naszej
rodziny która była jej bliska. Lalki jak i cały zamek kupiłam w Chorwacji,
jesteśmy tam bardzo popularni, tak naprawdę to kupiłam wszystkie dostępne
dodatki i lalki. Dziewczynka nie wierzyła własnym oczom. Tak chciała pojechać
do Hogwartu, a jej brat zaczynał już w tym roku a za rok Syriusz a ona musi
jeszcze długo czekać. Była strasznie zachwycona swoim prezentem. Rzuciła mi się
w objęcia i długo mnie nie puszczała, gdy w końcu mnie puściła miała łzy w
oczach. Podziękowała mi i mnie wycałowała a potem zajęła się zabawą. Poszłam
do swoich rodziców, skoro ich wszystkie dzieci się wyprowadziły mają dzieci i
są szczęśliwi moi rodzice też są. Widząc to, co wywołałam swoimi drobnymi
podarunkami wzruszyli się, nie myśleli że kiedykolwiek jeszcze ujrzą, tak
szczęśliwą rodzinę. Mama się popłakała a tata ją czule obejmował. Wręczyłam mu
pudełko w którym znajdowały się bilety na wakacje na Malcie. Mama rozpłakała
się jeszcze bardziej, dziękowała mi i całowała mnie, mówiła także że bardzo się
za mną stęskniła, tata też mnie przytulał. Poczułam znowu to samo ciepło. Obdarowałam
każdego, godzina była późna dochodziła dwudziesta pierwsza ja siedziałam na
kanapie i popijałam ciepłą herbatę z miodem, wszyscy się zachwycali tym co
dostali, byłam naprawdę szczęśliwa aż do momentu kiedy on obok mnie nie usiadł,
uśmiechnął się zniewalająco, myślałam że będzie wredny on tym czasem wymruczał
mi do ucha .
-Ja nic od Ciebie nie dostałem, Weasley –
ugryzł mnie delikatnie w ucho, odsuwając swoją twarz widziałam w jego oczach
ten zwierzęcy głód, pożądanie i coś jeszcze. Prychnęłam, wtedy podszedł do nas
Harry, wstałam a Malfoy za mną, stanął obok mnie i położył swoją dłoń na mojej
pupie nawet na niego nie spojrzałam, ani
się nie wydarłam na chciałam zrobić tego przy wszystkich.
-Ginny! – uśmiechnął się szeroko niosąc w ręce kubek z herbatą - wreszcie może
uda nam się zamienić kilka zdań!
-Harry! No może wreszcie.
-Co się tam u Ciebie Gin zmieniło?
-Hm… niewiele. Jedynie praca, dom,
podróże, związki tylko tyle. A właśnie gratuluję ślubu z Hermioną –
uśmiechnęłam się, chciałam go przytulić ale pamiętałam wciąż o ręce Malfoya.
-Dziękuję Ginny, dziękuję.
-Harry! – wykrzyczała Hermiona podchodząc do nas, Potter ją objął i pocałował, zapragnęłam
aby Malfoy zrobił to samo, ale jak zwykle miałam twarz bez uczuć. Kiedy w końcu
się skończyli całować, Hermiona powiedziała że Carly (już moja ulubienica) źle
się czuje i muszą wracać, Potter przytaknął. Pocałował mnie w policzek, uścisną
rękę Malfoy’owi i poszedł Hermi zrobiła to samo, zanim się aportowali Carly
jeszcze zdążyła mi pomachać, Syriusz podziękować a Albus uścisnąć. Teraz już
wszyscy zaczęli wracać, uśmiechałam się
i żegnałam się z każdym, kiedy się już wycałowałam i wy-żegnałam spojrzałam na Malfoya z wyrzutem i złością.
-Zabierz natychmiast rękę z mojego tyłka
– syknęłam a ten się bezczelnie
uśmiechnął.
-A co jeśli nie zabiorę?
-Wtedy dostaniesz sierpowego w twarz i kolanko w krok.
-Przynajmniej wiem co mi zrobisz i mogę się przed tym uchronić – puścił mi
oczko, a ja zrobiłam tak jak mówiłam zasłonił krok to uderzyłam go w twarz z
prawego a potem kolankiem w krok, zaskomlał i osunął się na kanapę. Poprawiłam
swój koński ogon i odeszłam do bliźniaków którzy już szli, pocałowali mnie i
pożegnali tak samo Angelina i Katie. Pożegnałam się ze wszystkimi, tylko Bill i
Fleur zostali, wraz z dziećmi twierdząc że jest za późno aby wracać, rodzice
zgodzili się wiedząc że będą mieli towarzystwo. Po prosili także mnie, abym została,
zgodziłam się, ku mojemu zdumieniu i wprost niedowierzaniu, dowiedziałam się że
Malfoy’owie też tu nocują, nie mogłam
przecież mówiąc iż się o tym dowiedziałam powiedzieć że w takim razie tutaj nie
śpię. Kiwnęłam obojętnie głową i pomogłam
mamie zmywać, kiedy skończyłyśmy poszłam do salonu, a tam zastałam Lucjusza w
samej swojej zimnej osobowości, na mój widok uśmiechnął się.
-Ginewro , miło mi Cię widzieć.
-Mi pana również – odwzajemniłam uśmiech
-Przepraszam Cię jeszcze raz za mojego syna.
-To nie pan powinien przepraszać, ale Malf…Znaczy Dracon.
-Dobrze wiem, jak się do siebie zwracacie. Jesteście już dorośli, nie możecie
się zachowywać jak dzieci.
-To nie takie proste, panie Malfoy.
-Ach…- westchnął głośno - Draco dobrze wybrał…
-Słucham?
-Powiedziałem że Dracon dobrze wybrał, wybierając tak wspaniałą kobietę.
-Na pewno tak. – odpowiedziałam nie wiedząc o kim mówił, byłam zdziwiona nagle
tą zmianą tematu. Jestem pewna że to jemu by się przydała jakaś kontrola w Mungu,
a nie mi.
-Na pewno. Draco stracił dla niej głowę.
-Skąd pan to wie? – zapytałam z czystej ciekawości.
-Znam mojego syna, pomimo że na pierwszy rzut oka nic nie widać, wiem że się
powoli zakochuje.
-Dobrze musi pan znać syna, skoro nikt
nie zauważył…
-Tak wiem, nawet przyszła jego mam nadzieję, małżonka tego nie zauważyła.
-Dziwne… - rzekłam i się nieśmiało uśmiechnęłam – to ja już pójdę do swojego
pokoju.
-Ach ależ oczywiście. Dobranoc Ginewro.
-Dobranoc panie Malfoy. – powiedziałam i poszłam do schodów, ucałowałam
rodziców i poszłam wyżej na II piętro do siebie do pokoju. Gdy weszłam światło
było zapalone, tak samo jak cztery świeczki na parapecie, powitały mnie te same
plakaty, meble i firanki jakie zostawiłam po odbudowaniu Nory . Na łóżku leżała
świeża pościel położyłam swoje rzeczy, rozebrałam się z sukienki i
sweterka, zostałam jedynie w miętowym
staniku z koronką i podobnych majtkach oraz naszyjniku i kolczykach. Wyjęłam z
torebki krótkie niebieskie spodenki oraz szarą koszulkę, o dwa rozmiary za dużą
z jakimś nadrukiem, położyłam „piżamę” na łóżku i bez niej poszłam do łazienki
obok, szybko magią napełniłam wannę
gorącą wodą w kolorze fioletowym z lawendowymi płatkami unoszącymi się
na wodzie, zapaliłam dwie świeczki o delikatnym zapachu i zgasiłam światło
wyczarowałam butelkę ognistej i weszłam do wanny. Relaksująca kąpiel z
alkoholem (co prawda miałam ochotę na martini ale ognista też może być)
zdecydowanie była mi potrzebna, dobrze że na łazienkę jest założone zaklęcie
wyciszające pomyślałam. Podczas kąpieli rozmyślałam nad sprawą mną i Malfoya,
nad jego ojcem, nad Simonem… A nawet nad
Harrym. Dwudziestego o osiemnastej wylatuję do Turcji i za pewnie nie będzie
mnie dobre kilka miesięcy. Dopiero się jutro dowiem co się dokładnie stało z Bellem, wypiłam już pół
butelki czując się świetnie „Mam mocną głowę” pomyślałam… To się zgadza
nigdy nie było mnie łatwo upić, a teraz
nie upiję się tym bardziej mając
świadomość że Malfoy jest gdzieś w domu, w którymś z pokoi. Wypiłam butelkę do końca i dopiero
wyszłam, lekko mi się w głowie zakręciło ale to pewnie dla tego że siedziałam w
wannie godzinę i nagle wstałam, otuliłam się puchowym beżowym ręcznikiem, lecz
zanim to zrobiłam zdjęłam z swojej lewej piersi płatek lawendy, rozejrzałam się
po łazience i stwierdziłam że nie zabrałam niczego, więc pośpiesznie zgasiłam
świeczki i poszłam do pokoju, godzina była dwudziesta trzecia rodzice spali już
smacznie na ostatnim piętrze, tak samo jak Lucjusz, ciekawe jedynie gdzie
Malfoy miał pokój… weszłam do pokoju zamykając drzwi światło było zgaszone
jedynie delikatny blask świeczek oświecał pokój, nacisnęłam pstryczek i się zapaliło a moim oczom ukazał się Malfoy, siedzący na moim łóżku bawiący się moimi koronkowymi stringami, z wrażenia
upuściłam ręcznik, który zjechał do połowy mojego brzucha, złapałam go
i natychmiast się nim szczelnie opatuliłam nie umknęło to uwadze Malfoya
uśmiechnął się, odłożył moje koronkowe
stringi na bok, wstał i podszedł do mnie, patrzyłam z strachem na niego
czekając na to co miało się wydarzyć. Brutalnie popchnął mnie na ścianę, chciałam mu za to przywalić lecz nie
zdążyłam, bo wpił się w moje wargi, pocałunek był szorstki i szybki
sprawdzający co zrobię kiedy oderwał się od mnie spojrzał na mnie z pożądaniem
i wymruczał do ucha.
-Przyszedłem po swój prezent.
Nawet nie dał mi odpowiedzieć, po prostu podniósł mnie tak że oplotłam go
nogami w pasie i zaczął namiętnie całować, cały czas przypierając mnie do
ściany, kiedy skończył mnie całować za
chwilę z powrotem zaczynał tak jakby
mnie nie wiadomo ile nie widział, w końcu złapałam go za głowę i nasz
szybki pocałunek zmienił się w bardzo
czuły i długi, obydwoje oddychaliśmy przez nosy przez co mogliśmy się dłużej
całować, oderwał mnie od ściany i poszedł w kierunku łóżka nie przestając się
ze mną całować, usiadł na łóżku a ja
siedziałam na nim czule go całując rozpięłam guziki od jego ciemnej koszuli, zdjęłam ją
jednym silnym pociągnięciem, jego zimne dłonie błądziły po moich rozgrzanych
plecach, oderwałam się od niego a on na
mnie patrzył zawiedziony , spojrzałam na
jego nagi tors „Jest wspaniały” pomyślałam i wpiłam się w jego wargi z całą
siłą i namiętnością, wydawałoby się że jego język studiował mój, moje
ciche pojękiwania sprawiły że
całowaliśmy się jeszcze bardziej namiętnie, ręcznik o którym zapomniałam dawno już zleciał do moich
bioder odsłaniając moje piersi w świetle
świec (światło lamp wyłączyłam przez
przypadek głową) popchnęłam go, tak że się położył, wciąż na nim siedząc i
mocno go całując, on poddał się potulnie
jak baranek zdjął spodnie i rzucił je gdzieś gdzie merlin wie, przekręcił się,
kładąc się na mnie, tak że jedynie ramiona podtrzymywały ciężar jego ciała,
nogę miał pomiędzy moimi i delikatnie całując mnie po szyi zdjął ze mnie ręcznik rzucając go gdzieś, potem już tylko pamiętam że
zatraciliśmy się w wspólnej przyjemności.
Do tej pory jak o tym myślę przechodzą mnie ciarki po
plecach, takie że aż od chciało mi się
jeść śniadanie, dotknęłam wspominając tamtą noc swoje usta, zamknęłam oczy i
ukazała mi się scena jak mnie całował… Otworzyłam oczy i odsunęłam od siebie z
obrzydzeniem miskę z płatkami, wstałam od stołu w kuchni i poszłam do garderoby
w swoim pokoju, dzisiaj wyjątkowo padało ale i tak było gorąco i wilgotno „Fantastyczna pogoda dla moich
włosów” pomyślałam i pokręciłam głową,
stwierdziłam że ubiorę się w szmaragdową sukienkę i przewiążę ją czarnym
paskiem z ćwiekami, do tego czarne
sandałki i czarna torebka. Biżuteria oczywiście srebrna, związałam włosy w
luźny kok kilka pasem już mi wyszło z upiętych świeżo włosów zabrałam kluczyki do samochodu z blatu stołu
i wyszłam zamykając drzwi. Pojechałam do kancelarii, godzina dochodziła
dziewiąta trzydzieści kiedy Bell był w
więzieniu i tylko czekać aż będzie miał wyrok byłam spokojna, dobrze że sąd
wreszcie zauważył że on nie jest
normalnym człowiekiem. Dzień minął mi szybko, teraz muszę jechać do domu i się
przebrać na spotkanie z Malfoy’em. Pojechałam do domu wykąpałam się i założyłam
białą sukienkę na grube ramiączka kloszowaną od tali w dół do tego różowo blade
balerinki i takiego samego koloru torebka. Tak ubrana wyjechałam na
spotkanie z Malfoy’em. Tak jak
się spodziewałam skończyło się w łóżku u
Malfoya w domu. Leżeliśmy tak okryci białą kołdrą, a on palił papierosa ja
myślałam co mam mu powiedzieć. Postanowiłam że prosto z mostu mu powiem.
-Dwudziestego wylatuję do Turcji.
-Wiem – powiedział zachrypniętym głosem.
-I na pewno długo mnie nie będzie.
-Wiem.
-Chcesz o czymś pogadać?
-Nie.
-To… ja, już się zbiorę i pójdę. – wstałam z łóżka nie przejmując się swoją
nagością i poszłam się ubrać, nie
widziałam miny Malfoya który walczył ze sobą aby mnie poprosić o zostanie.
Jednak nic nie powiedział. Ubrałam się i wyszłam nawet się z nim nie żegnając.
****
Jak za pewnie zauważyliście, zmieniłam wygląd bloga. Teraz jest lepszy i dodałam kilka nowych zakładek, które polecam abyście odwiedzili!
Szczególnie zakładkę beta. A no i oczywiście bardzo proszę o komentowanie, czy jakikolwiek ma sens pisanie tego dalej ;P
Dodałam już Twojego bloga kilka dni temu, ale do kategorii "Nowe pokolenie"- ponieważ akcja dzieje się 10 lat później. Tak samo postąpiłam z podobnymi opowiadaniami. Jeśli jednak wolisz, żebym zmieniła kategorię na Czasy Harry'ego, to napisz. ;) [spis-fanfiction]
OdpowiedzUsuńNie, nie trzeba. Bardzo Dziękuję za dodanie mojego opowiadania do spisu : )
UsuńPozdrawiam : ))
Tak jak obiecałem, tak też czynię i rozpoczynam pisanie (mam nadzieję, że całkiem długiego) komentarza.
OdpowiedzUsuńDroga Sylwio (Chyba mogę tak się zwrócić do Ciebie?), w ciągu kilku godzin (Z przerwami mniej lub bardziej przymusowymi np. na sen) przeleciałem przez wszystkie dostępne czternaście rozdziałów.
Uczucia mam... mieszane, jednak z przewagą tych pozytywnych.
Zacznę od negatywnych przemyśleń, a tych nie jest dużo. Właściwie, to chyba do dwóch (chyba, mogłem się pomylić, gdy czytałem w nocy) powiązanych ze sobą rzeczy mogę się przyczepić. Wiem, że nie masz bety, jednak i tak wspomnę o powtórzeniach i to częstych oraz (wspomniane chyba) niektóre zdania i wyrazy były... poprzestawiane, pocięte? Nie wiem jak to określić :P
Teraz o pozytywach. Przywiązujesz dużą uwagę do opisów, co dla mnie, jako czytelnika, jak i piszącego (który często pomija opisy, nie wiedząc czemu) jest czymś miłym dla oka i wyobraźni. Tekst nie jest jakiś przeintelektualizowany na siłę, czuć w nim coś naturalnego. Sam pomysł, patent, nie wiem jak jeszcze to nazwać, jest dla mnie czymś... no właśnie, czym? Chyba czymś takim, czego oczekiwałem po "ostatnim" rozdziale magicznego tytułu "Insygnia Śmierci". Każdy bohater jest już "na swoim", ma rodzinę, dzieci, pracę. To już nie to samo, co machanie różdżkami w szkole. Dodatkowo podoba mi się fakt, że drugi Bliźniak (nie pamiętam, który zginął - wybacz) żyje i ma się dobrze, a sklep braci F&G wciąż hucznie działa. Trzymając się ostatniej myśli, to podoba mi się też zmiana "konfiguracji" pomiędzy niektórymi bohaterami, a co tam :D W ogóle sam pomysł (teraz tak bezpośrednio do treści samej w sobie)jest interesujący.
Kończąc napiszę tak: Nie przejmuj się tym, co napisałem. Błędy popełnia każdy, ale to każdy, no nie ma... nie ma bata, że nie. Znajdzie się beta (Z miłą chęcią bym pomógł, ale nie mam cierpliwości do poprawiania swoich prac, a co dopiero kogoś ;) dodatkowo studia mnie ograniczają, a nie chciałbym przez to tworzyć opóźnień w pojawianiu się notatek) i wszystko ulegnie poprawie.
Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć i się nie poddawać!
Pozdrawiam i czekam na więcej.
Paweł a ka Dark Side of Myself :)
O matko boska! :o
UsuńAle że się Pawle (mogę?) rozpisał...
Dziękuję za miłe słowa... Za te mniej miłe ale równie ważne też.
Zrobiło mi się niezmiernie miło jak zobaczyłam, że na twoim blogu jest link do mojego bloga, ale również miło (chyba nawet bardziej) mi się zrobiło po twoim komentarzu.
Cieszę się że no trochę, starsza ode mnie osoba doceniła to co z siebie wypociłam :))
Zastanawiam się, co u Ciebie wzbudziło takie uczucia. Jestem z natury ciekawska i chciałabym wiedzieć, co robię źle. Oczywiście żeby się poprawić.
Czasem zdarza mi się źle wkleić tekst tutaj i dlatego wychodzą różne ciekawe rzeczy xd
Mi ostatnio brakuje cierpliwości, do czegokolwiek.
Nawet denerwuje mnie głupia lodówka, która według mnie stoi w złym miejscu, choć nigdy mi to nie przeszkadzało.
Często piszę na szybko i popełniam beznadziejne błędy.
Mianowice dziękuję za ten wyczerpujący komentarz.
Również pozdrawiam : )
Możesz, możesz, nie widzę problemu :) Z resztą, sam tak zacząłem i to trochę...bez pozwolenia? :P
UsuńStawiam tutaj pierwsze kroki (Serio!) i jak na razie wychodzą mi same rozciągnięte komentarze... Cóż, zdarza się, lubię czasami się rozpisać.
Starszy? Geez... dziwnie się z tym czuję, błagam o nie zwracanie się w stylu: tato, a tym bardziej dziadku :P Wujkiem za chwilę będę, więc do tytułu się przyzwyczaiłem. Nie ma problemu, sam wiem jak to jest, gdy ktoś starszy w ogóle ma możliwość czytania Twoich prac (Ja poleciałem z tematem i... wysłałem kilka swoich prac Pani Magister mającej z nami zajęcia z języka ojczystego - swoją drogą, być na filologii niemieckiej z językiem włoskim i dodatkowo polski, nie narzekam, dobrze poznać osoby będące "poziom wyżej", a raczej całą masę takowych)
Jestem prostym człowiekiem i mam jeszcze prostsze uczucia. Wydaje mi się, że wszystko wypisałem we wcześniejszym komentarzu.
Błędy zdarzają się każdemu - norma xD
Cierpliwość, a raczej jej brak w tym czasie... Cholera znam to dobrze. Trzeba się uczyć, bo egzaminy dość wymagające zostały przede mną, a tu... no właśnie.
Ja czasami potrafiłem pisać pół nocy przepisywać tekst (Tak, najpierw piszę w zeszycie, praca bezpośrednio przy laptopie - tak, jak teraz - rozprasza. FB, mail, Youtube etc.) i nagle zobaczyć, że część z tego, co wystukałem na klawiaturze jest delikatnie mówiąc zaszyfrowana w jakimś dziwnym języku.
Rada od dobrego wujka: Nigdy, ale to przenigdy nie umawiaj się na oddanie komuś dłuższego tekstu na określony termin, to jest zabójcze! Masz dwa dni na skończenie pracy, a tu np. trzy czwarte dopiero napisane, gdzie jest to np. 70 stron koślawym pismem i jeszcze ok. 30 stron musisz napisać, a później wszystko przepisać ładnie, coś dopisać, 10000000 rzeczy poprawić itp itd.
Dobra, znowu poleciałem, zrobiłem długaśny komentarz z wieloma zbędnymi wtrąceniami prywatnymi. Ot bordello bum bum w głowie podczas pisania xD
Dobrej nocy życzę ;)
Dziadkiem ani tatą nie będę Cię nazywać xd
UsuńSama jestem ciocią i to dla czwórki różnych dzieci, same dziewczynki się kurde u mnie rodzą :c
Nie oddaję tekstu nikomu, puki co. A jak już to dopiero bym go odebrała i powiedziała kiedy będzie niż przekładanie.
Strasznie dłuuuuuuuugaśne te komentarze piszesz xd Jak by wszyscy takie długie pisali, pod każdym postem to bym chyba ze szczęścia wyskoczyła przez okno. Co nie byłoby mądrym pomysłem ponieważ mieszkam na 4 piętrze xd
Akurat mnie praca przy laptopie, nie rozprasza. Jak wiem że mam coś napisać to mam coś napisać. Wyłączam internet, wyjmuję paluszka od netu i piszę aż napiszę. Chwilowo jestem olaboga z tymi rozdziałami do przodu, ponieważ blog został przeniesiony ; )
Takie mini problemy mam u siebie i dlatego jestem niecierpliwa strasznie.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam : ))
Twój blog został dodany do kolejki Corriente i nie widzę żadnego problemu z tym, abyś zgłosiła się do innych ocenialni ;)
OdpowiedzUsuńTo dobrze. Dziękuję bardzo :)
UsuńRozdział świetny i całkowicie zgadzam się z Pawłem, który powyżej skomentował. Nic dodać, nic ująć. Jest super.
OdpowiedzUsuńProngs :))