-Merlinie…
Merlinie… Merlinie – szeptałam do siebie raz za razem, przestraszona. Pisarz
strasznie jęczał, oczy powoli się mu zamykały – Panie Holmie… Panie Holmie!
Proszę nie zasypiać! Słyszy mnie pan?! – krzyczałam poklepując mężczyznę po
twarzy, jęknęłam z bezsilności – A wy co tak stoicie?! – zwróciłam się do
obydwu lekarzy – To nie ja tu jestem chirurgiem!
Mężczyźni na moje słowa opamiętali się, pierwszy ruszył do mnie Boby a za nim
Dany, obydwaj wciąż w szoku. Moja złamana ręka, nagle stała się bezwładna
‘Magia… Potrzebna mi magia! Zaraz…Zaraz…. Czy nie ma zaklęcia czyszczącego
pamięć? Jest!’. Wpadłam na świetny pomysł, uda mi się uratować Holmie’go i samą
siebie, od spotkania z władzami policyjnymi jak i chirurgicznymi, ale muszę
zrobić to szybko. Zanim wszyscy się dowiedzą że ktoś jest ranny, tak, to tylko
David będzie odpowiadał za napaść z bronią w ręku, podejmę się jego bronienia i
zwalę na depresję! Tak! To genialny plan! Mój plan był doskonały, spojrzałam na
dziurę wlotową w klatce pisarza i zzieleniałam, byłam tego pewna, krew kiedyś
mnie obrzydzała teraz już po wojnie z Voldemortem i wszystkich zdarzeniach, nie
robi na mnie większego wrażenia, dobrze że umiałam przybrać zielonkawy kolor
skóry, byłam temu strasznie wdzięczna.
-Muszę…Muszę do toalety – wyszeptałam z miną jakbym zaraz miała zwymiotować, w
drodze powiedziałam cicho accio, aby torebka do mnie przyleciała, przecież i
tak wszyscy byli w szoku, nikt nie zauważył latającej torebki za co byłam
wdzięczna. Wbiegłam do małej toalety i zatrzasnęłam drzwi, ponownie zaklęciem
przywołałam swoją różdżkę.
-Myśl Ginny, myśl! – mówiłam sama do siebie – jak brzmi to zaklęcie? No to,
naprawiające kości? I urazy? Myśl, wiewiórko! – na słowo wiewiórka ukazał mi
się Malfoy przed oczami z zadziornym uśmieszkiem i rękami w kieszeniach,
pochylający się nade mną, po pocałunku.
-Opamiętaj się! Znasz to zaklęcie! Ono jest na y… Wiem! – wykrzyknęłam i
skierowałam różdżkę ku swojej uszkodzonej ręce, zatoczyłam szybko, małe kółko i
dźgnęłam się w rękę, wypowiadając cicho ‘Yatoma’ zaklęcie którego nauczyłam się
w Japonii, bardzo przydatne. Kość wskoczyła na swoje miejsce z cichym zgrzytem,
poczułam ulgę, co jeszcze mówił Boby, że mi jest? A tak potłuczone żebra i
obita kość biodrowa.
-Eee tam, nie z takimi rzeczami ratowałam świat – machnęłam ręką i zmniejszyłam
swoją torebkę tak, że zmieściła mi się do kieszeni sukienki – Jak mawiała mama,
do wesela się zagoi – pocieszyłam się tymi słowami, przypominając sobie norę i
ciepły domowy klimat – Oj Giny, Giny, zaczynasz gadać sama do siebie, a to nie
zbyt dobrze.
Zaśmiałam się na tą konwersację z samą sobą, jak to kiedyś pięknie Parvati
ujęła ‘Rozmawiam z samą sobą, tylko dlatego, że to jedyna inteligenta osoba, z
którą rozmawiam’ .
-Dobra! Musisz mieć gotowe zaklęcie czyszczące pamięć… a może zaklęcie
oślepiające? Hm.. dobra myśl wariatko Ginevro Weasley! Myśl! Jaką ono nosiło
nazwę? Zaklęcie z Włoszech, było angielskie maxima i coś jeszcze… Słońce…
Słońce po włosku! Sole! Na tak, głupia ty! Sole Maxima – stuknęłam się w głowę
przez swoją głupotę, mój plan był dopracowany w najmniejszych szczegółach,
pomijając oczywiście to jak miałam zamiar uratować Holmiego. Zaklęciem lub
eliksirem, a raczej nie mam dwóch godzin, krwi dziewicy, trującego bzu
Austriackiego i reszty składników potrzebnych do jego uwarzenia – dzięki temu
przemyśleniu, szybko odpadł eliksir, zostało zaklęcie – A mama mówiła, pójdź na
magomedyka, to ci się kiedyś przyda! Merlinie! Gadam sama do siebie… Co ze mną
nie tak?! – wykrzyczałam do sufitu samolotu, wtem rozległo się pukanie do
toalety, nie ukrywam iż przeżyłam mały zawał, słysząc ten odgłos, byłam ciekawa
ile ta osoba już tam stała.
-Pani Ginevro… - usłyszałam głos Dany’ego, przystojnego Hiszpana dla którego
może, i jeszcze tydzień wcześniej straciłabym głowę, licząc na szybki i
przelotny ‘związek’ – wszystko w porządku? – martwił się o mnie.
-Ooo jakie to słodkie – wyszeptałam, przykładając sobie palec do ust, robiąc
minę jakbym miała zwymiotować, przybrałam wymęczony głos – Ugh.. Och… Tak,
oczywiście, lekko mnie zemdliło.
-Proszę się nie martwić, doktor Rey już zajmuje się tym wkurwiającym pisarzem…
Znaczy poszkodowanym – uśmiechnęłam się do siebie na jego słowa.
-Zostanę jeszcze tu chwileczkę, jeśli się pan nie obrazi.
-Ależ skąd! – dźwięk uderzania ręką w pierś, przeniknął przez cienkie drzwi –
Idę pomóc koledze.
Usłyszałam kroki, odetchnęłam z ulgą uśmiechając się lekko, martwiłam się i to
strasznie. Przesiedziałam w tej łazience jeszcze pięć minut i nic! Nie mogłam
sobie, przypomnieć tego cholernego zaklęcia, w końcu zrezygnowałam z tego
pomysłu, i wyszłam pomóc przy pisarzu, David z kimś rozmawiał.
-… Naprawdę! Nie chciałem, ale te pieniądze są mi potrzebne! Jeżeli ich nie
dostarczycie mojej żonie na czas, zabiję wszystkich na pokładzie – rozległ się
szum pośród zgromadzonych, w tym nieszczęsnym środku transportu – Macie godzinę,
za godzinę dolecimy do Turcji i tam oddam się w ręce policji, jeśli tylko
zrealizujecie moje żądania – rozłączył się i złapał za głowę, szeptał coś do siebie, przypominał zagubionego szaleńca, który pogubił się we własnym planie,
trząsł się, zerkając co chwilę na rannego pisarza któremu, przeprowadzali dwaj
najlepsi chirurdzy na świecie, prowizoryczną operację. Z łapałam się za głowę
‘O nie! David podał żądania, nie uda mi się, już go z tego wyciągnąć.’ Chciałam
krzyczeć, powyzywać wszystkich że są cholernymi mugolami, których mogłabym
załatwić jednym zaklęciem nie wybaczalny, na szczęście powstrzymałam się od
tego, podeszłam do swojego fotela i zrzuciłam na niego torebkę, to miał być
spokojny lot… Na łańcuszku od torebki była krew, pomyślałam że się skaleczyłam
albo coś mi się stało, spojrzałam na swoje dłonie, całe w szkarłacie.
Rozpłakałam się, byłam bezsilna, nie mogłam nic zrobić… .
Syndrom Harry’ego Pottera, osoby która ratuje świat został wyłączony, mogłam
jedynie lecieć i czekać co będzie dalej. Nie! Nie, będę się nad sobą użalać,
przecież mogę pomóc przy ratowaniu Holmiego czy chociażby postaraniu się
chronić innych, przed gniewem chłopaka z bronią. Tak, już nie był Davidem, stał
się dla mnie kolejnym przypadkiem do pogrążenia lub wybawienia. Chwiejnym
krokiem podeszłam do chirurgów, pochylających się nad zakrwawionym ciałem
pisarza.
-Kurwa jego mać! Do cholery jasnej! – słyszałam przekleństwa wylewające się z
obu mężczyzn, uklęknęłam przy nich, patrząc na nieruchome i białe ciało
Stewarda.
-Nie… Nie, nie! To niemożliwe! – przyciągnęłam martwego pisarza do siebie,
przytuliłam go, chcąc aby tylko spał – Musicie go reanimować! Czy jak tam wy
mugole, na to mówicie!
-Próbowaliśmy już, reanimowaliśmy go dziesięć minut, nic nie mogliśmy zrobić –
powiedział zasmucony Hiszpan z krwią na ustach, tuliłam martwego pisarza do
siebie płacząc, nie znałam tego człowieka, ale przecież miał, musiał mieć kogoś
bliskiego, spojrzałam na jego dłonie, rozpłakując się bardziej, na prawej ręce
miał obrączkę, zdjęłam ją, zamykając w bezpiecznej pięści. Była złoto-krwawa
z napisem ‘Symbol wiecznej miłości do Jane’.
Pół godziny
później.
-Panie Davidzie – powiedziała spokojnie blondynka załatwiająca przelew, dla siedzącego na podłodze Davida – przelew został pomyślnie zrealizowany.
-Świetnie, idź do pilotów prosząc aby lądowali, niech nadadzą komunikat że się
poddaję.
Kobieta posłusznie wstała i poszła do kabiny pilotów, mijając przykryte
marynarką ciało, najwredniejszego i najwspanialszego pisarza jakiego wolno było
mi poznać. Siedziałam obok chirurgów i Davida na podłodze, reszta pasażerów
siedziała niedaleko nas, wszyscy byli cicho, myślę że po prostu byli
wstrząśnięci. Po chwili wróciła Melanie z wiadomością że zaraz będą podchodzić
do lądowania, stewardessy poprosiły nas abyśmy wszyscy usiedli na fotelach,
przypinając się pasami. Zrobiliśmy tak jak prosiły, naprzeciwko mnie znowu
siedział ten psycholog, teraz jedynie z przygaszonym wzrokiem i posępną miną,
poczułam silne szarpnięcie w dół, tak charakterystyczne przy lądowaniu,
przebiegło ono nam spokojnie i płynnie, po dwudziestu minutach rozległ się
komunikat.
-Proszę aby wszyscy siedzieli spokojnie, właśnie zbliżamy się do płyty
lotniska, dwadzieścia kilometrów od Turcji.
Spojrzałam na ciało tego idiotycznego pisarza, gdyby nie jego wypowiedź, nadal
by żył, a ja nie siedziałabym roztrzęsiona, trzymając jego obrączkę w ręku,
czując się odpowiedzialną za przekazanie jej, jego żonie. Samolotem
wstrząsnęło, koła spotkały się z płytą lotniska, po chwili samolot się
zatrzymał.
-Melanie proszę idź powiedz pilotom niech wychodzą ze stewardesami – kobieta
kiwnęła głową i poszła, piloci i obsługa po krótkiej kłótni wyszli, na lotnisko
gdzie stał chyba cały batalion służb ratunkowych – Proszę ja wyjdę pierwszy a
wy za mną, na spokojnie. Bardzo was za to przepraszam, nie widziałem innego
rozwiązania – David się rozpłakał, podeszłam do niego i go przytuliłam.
-Chodź, już czas – złapałam go za rękę prowadząc do wyjścia samolotu. Oślepiła
mnie żółć słońca, poczułam przyjemny
ciepły wietrzyk, otulający moją twarz i lekko rozwiewający włosy, wyciągnęłam z
torebki okulary i zeszłam po schodkach, głęboko oddychając, wciąż trzymając za
rękę Davida, sprowadziłam go na dół, za nami wyszli chirurdzy z martwym ciałem
pisarza, na rękach. W tym momencie nie przeszkadzało mi to, że wszystkie
możliwe służby bezpieczeństwa mają broń wycelowaną zaraz obok mnie, wprost na
Davida. Spojrzałam się na niego, był roztrzęsiony, cały się trząsł.
-Spokojnie… - powiedziałam czule, przykuwając jego wzrok – obronię cię.
-Przepraszam, przeproś ode mnie Emilly i mojego skarba – przyłożył sobie broń
do skroni i nacisnął spust.
-Nie! – rozległ się głuchy krzyk z mojego gardła, bezwładne ciało Davida
osunęło się na mnie, opadłam z nim na ziemię – Nie! Nie! Nie! – krzyczałam
zrozpaczona płacząc – David! David, proszę nie! – płakałam, czułam się tak
jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca, pozostawiając mnie przy życiu. Tuliłam do
siebie martwego chłopaka, płacząc i krzycząc, nie chcąc oddać ciała służbom specjalnym.
-Pani Wesley! Proszę puścić ciało – powiedział jakiś męski aksamitny głos,
pokręciłam przecząco głową, płacząc.
-To był mój przyjaciel! Poznałam go kilka lat wcześniej, a teraz umarł stojąc
obok mnie! Choć obiecałam go bronić! – płakałam i szlochałam, nie chcąc oddać
ciała Davida, lekarzom ani nikomu innemu, chciałam myśleć że to zły sen, z
którego się zaraz obudzę, David nie umrze stojąc obok a ja polecę spokojnie do
Turcji. To musiał być sen, w ogóle nie chciałam do siebie dopuścić tych
wydarzeń, oszukując się, że to, mi się śni, że jest to, jedynie fantazja mojego
umysłu .
-Przykro mi… Proszę…. Niech pani go puści – mówił spokojnie z troską, nadal
kręciłam głową, lecz zwolniłam uścisk na Davidzie, służby specjalne
wykorzystały to zabierając jego ciało, z moich rąk, przytuliłam się do
klęczącego nade mną policjanta, płacząc, ściskałam tego mężczyznę mocno, nie
mogą c się pogodzić ze śmiercią. Wcale się nie chciałam uspokoić, policjant
wziął mnie na ręce i przyniósł pod samą karetkę, płakałam nadal, a może i nawet
bardziej, byłam w rozsypce. Położył mnie delikatnie na noszach do karetki,
łapiąc za rękę.
-Bardzo mi przykro… Naprawdę – powiedział ze smutkiem w oczach, ściskając mi
mocnej rękę – Czeka na panią w szpitalu ambasador – puścił moją dłoń, kiwając
głową na lekarzy aby mnie zabrali do środka, płakałam jeszcze bardziej nie
godząc się z tą stratą, nadal trzymając w ręce obrączkę pisarza a w drugiej
obrączkę Davida, którą włożył mi do ręki zanim strzelił sobie w głowę, obydwie
ścisnęłam jeszcze bardziej, na nowo, bardziej się rozpłakując. Lekarze musieli
podać mi coś na uspokojenie, po czym zasnęłam, w śnie nie odnalazłam ukojenia,
wciąż i wciąż pokazywał mi się obraz zmasakrowanego ciała Davida i Stewarda,
jakby zawiesił się system, wciąż ukazując mi te same obrazy.
***
No cóż... płakałam jak głupia pisząc ten krótki rozdział, mam nadzieję że się wam spodoba, bo ja osobiście jestem z niego dumna, uważam że dobrze oddałam emocje tego rozdziału, ale to wasze zdanie się liczy bardziej od mojego. Niedługo zobaczycie mnie też na nowym opowiadaniu Potterowskim. Jeżelibyście chcieli mnie tam zobaczyć to podam wam adres.
Całuję was i jeszcze nie wiem kiedy rozdział się pojawi, ale mam nadzieję że będziecie czekać w spokoju.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńrozdział fajny i bardzo smutny. Musiałam się powstrzymać, aby się nie rozpłakać.
Zauważyłam też kilka błędów np. literka 'd', gdzie powinno być chyba 'do', ale i tak rozdział świetny ;)
Gratuluję, jesteś pierwsza!
UsuńJa się nawet nie powstrzymywałam od płakania, podczas pisania. Wiem że o zjadłam, ale nie mogłam tego znaleźć w edycji postu, bo szukałam tego! Naprawdę!
Cieszę się, że rozdział, Ci się spodobał.
Dlaczego?! Jeszcze nigdy żaden rozdział nie wywołał u mnie tylu emocji. Serio. Najpierw się śmiałam, kiedy Ginny była w toalecie ("doktor Rey już zajmuje się tym wkurwiającym pisarzem… Znaczy poszkodowanym" - to było najlepsze <3 ). Potem, kiedy David umarł, popłakałam się. Niee, dlaczego to zrobiłaś?! Straszne ;( Nie dziwię się, że jak to pisałaś, to ryczałaś...
OdpowiedzUsuńOjej, no i było parę błędów. Najbardziej rzuciło mi się w oczy "charakterystyczne przy lądowaniu, przebiegło one nam spokojnie i płynnie". Tam zamiast "one" powinno być "ono". No bo w końcu TO LĄDOWANIE, co nie?
Ale poza tym, to bosko. Nadal nie mogę się pozbierać, polubiłam Davida przez te dwa (? No coś koło tego) rozdziały...
No i życzę weny na następny rozdział! ;*
Nie wiem, dlaczego!
UsuńPoczułam że muszę coś dodać dramatycznego tutaj no i tak wyszło, nie chciałam go uśmiercać z rąk policji, i tak wyszło. Bardzo kochał swoją żonę i córkę, ale nie chciał siedzieć w więzieniu, następny rozdział będzie o Davidzie.
Zaraz poprawię, dziękuję za wytknięcie mojego błędu.
Cieszę się że mój rozdział cię poruszył.
Witaj Kochana <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cię, że dopiero teraz do Ciebie przydreptałam, ale niestety brak czasu i mozolna chęć do nadrabiania komentarzy robią swoje ^^
Rozdział był chyba jednym z lepszych rozdziałów, pisanych Twoich piórem. Naprawdę, dość długo kazałaś nam czekać na nowy rozdział, jestem ludkiem niecierpliwym ;D Oczywiście rozmowa, którą prowadziła Ginny sama z sobą w łazience była imponująca xD Zabawne jakie to rzeczy potrafi człowiek pisać ^^
Ta tragiczna śmierć przyjaciela Ginny.. Straszne to było, rzeczywiście wątek doprowadzający do płaczu :(
Rozdział podobał mi się bardzo!
Domagam się więcej!
Pozdrawiam Cię serdecznie ;*
Liley
WŁAŚNIE SKOŃCZYŁAM CZYTAĆ, JESTEM ZDZIWIONA. POLECIAŁA MI JEDNA ŁEZKA, WIĘC NIE BYŁO CHYBA TAK STRASZNIE ŹLE : >
OdpowiedzUsuńPODOBAŁ MI SIĘ ROZDZIAŁ, I CZEKAM NA WIĘCEJ ;>
DZISIAJ NA TEFAŁENIE TOP MODEL XD
Hej, przeczytałam całe opowiadanie i jest fantastyczne. Szczerze powiedziawszy zawsze bardziej Draco pasował mi do Ginny niż do Hermiony. Muszę pochwalić Cię, że się lekko i przyjemnie czyta Twoje opowiadanie. Jedyne zastrzeżenie jakie mam to trochę zbyt długie i dokładne opisy wyglądu postaci i otoczenia. Poza tym piszesz ciekawą i wartką akcję co naprawdę się chwali. Czekam na następny i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNie ma za co. Już po przeczytaniu prologu uznałam, że Ci się należy :]
OdpowiedzUsuńIanthe
Proszę się tak nie martwić, żyję (jeszcze).
OdpowiedzUsuńNiestety w ostatnim czasie nie miałem tak dużo czasu wolnego, jakbym sobie tego życzył, więc dopiero teraz coś szybko napiszę, ponieważ mam krótką przerwę w sprzątaniu ;)
Rozdział, rozdział, rozdział... OCZKO! Numer mi bliski, z racji na dzień moich urodzin... Nevermind, już się rozpisuję na temat "poboczny".
Czytałem dwukrotnie, nie mam jakoś do czego się przyczepić. Bawisz się emocjami czytelników, zuch dziewczyna :D
Osobiście najbardziej do gustu mi przypadła scena łazienkowa, w ostatnim czasie potrzebuję właśnie czegoś rozweselającego, każdemu się należy czasami uśmiech :P
Obiecuję, że przed końcem miesiąca pojawi się drugi rozdział (Pojawiający się już od X czasu, co za wstyd...). Skończyłem pisać bardzo osobisty projekt, dla bliskiej mi osoby, więc teraz mogę przysiąść do tego.
To tyle z ogłoszeń duszpasterskich, obowiązki wzywają :)
Pozdrawiam
P. a ka Dark Side of Myself
Hej nominowałam Cię do kolejnego ,,wężyka ,, więcej informacji na gra-w-milosc.blogspot.com
OdpowiedzUsuńłeee, dlaczego to takie smutne :( Prawie sie nein popłakałam noo !!
OdpowiedzUsuńŚwietne, świetne, świetne <3
Hej zostałaś przeze mnie nominowana do Libster Award:) Więcej informacjo tutaj;
OdpowiedzUsuńhttp://dracoiastoria.blogspot.com/