poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział dwudziesty pierwszy - Merlinie...


-Merlinie… Merlinie… Merlinie – szeptałam do siebie raz za razem, przestraszona. Pisarz strasznie jęczał, oczy powoli się mu zamykały – Panie Holmie… Panie Holmie! Proszę nie zasypiać! Słyszy mnie pan?! – krzyczałam poklepując mężczyznę po twarzy, jęknęłam z bezsilności – A wy co tak stoicie?! – zwróciłam się do obydwu lekarzy – To nie ja tu jestem chirurgiem!
Mężczyźni na moje słowa opamiętali się, pierwszy ruszył do mnie Boby a za nim Dany, obydwaj wciąż w szoku. Moja złamana ręka, nagle stała się bezwładna ‘Magia… Potrzebna mi magia! Zaraz…Zaraz…. Czy nie ma zaklęcia czyszczącego pamięć? Jest!’. Wpadłam na świetny pomysł, uda mi się uratować Holmie’go i samą siebie, od spotkania z władzami policyjnymi jak i chirurgicznymi, ale muszę zrobić to szybko. Zanim wszyscy się dowiedzą że ktoś jest ranny, tak, to tylko David będzie odpowiadał za napaść z bronią w ręku, podejmę się jego bronienia i zwalę na depresję! Tak! To genialny plan! Mój plan był doskonały, spojrzałam na dziurę wlotową w klatce pisarza i zzieleniałam, byłam tego pewna, krew kiedyś mnie obrzydzała teraz już po wojnie z Voldemortem i wszystkich zdarzeniach, nie robi na mnie większego wrażenia, dobrze że umiałam przybrać zielonkawy kolor skóry, byłam temu strasznie wdzięczna.
-Muszę…Muszę do toalety – wyszeptałam z miną jakbym zaraz miała zwymiotować, w drodze powiedziałam cicho accio, aby torebka do mnie przyleciała, przecież i tak wszyscy byli w szoku, nikt nie zauważył latającej torebki za co byłam wdzięczna. Wbiegłam do małej toalety i zatrzasnęłam drzwi, ponownie zaklęciem przywołałam swoją różdżkę.
-Myśl Ginny, myśl! – mówiłam sama do siebie – jak brzmi to zaklęcie? No to, naprawiające kości? I urazy? Myśl, wiewiórko! – na słowo wiewiórka ukazał mi się Malfoy przed oczami z zadziornym uśmieszkiem i rękami w kieszeniach, pochylający się nade mną, po pocałunku.
-Opamiętaj się! Znasz to zaklęcie! Ono jest na y… Wiem! – wykrzyknęłam i skierowałam różdżkę ku swojej uszkodzonej ręce, zatoczyłam szybko, małe kółko i dźgnęłam się w rękę, wypowiadając cicho ‘Yatoma’ zaklęcie którego nauczyłam się w Japonii, bardzo przydatne. Kość wskoczyła na swoje miejsce z cichym zgrzytem, poczułam ulgę, co jeszcze mówił Boby, że mi jest? A tak potłuczone żebra i obita kość biodrowa.
-Eee tam, nie z takimi rzeczami ratowałam świat – machnęłam ręką i zmniejszyłam swoją torebkę tak, że zmieściła mi się do kieszeni sukienki – Jak mawiała mama, do wesela się zagoi – pocieszyłam się tymi słowami, przypominając sobie norę i ciepły domowy klimat – Oj Giny, Giny, zaczynasz gadać sama do siebie, a to nie zbyt dobrze.
Zaśmiałam się na tą konwersację z samą sobą, jak to kiedyś pięknie Parvati ujęła ‘Rozmawiam z samą sobą, tylko dlatego, że to jedyna inteligenta osoba, z którą rozmawiam’ .
-Dobra! Musisz mieć gotowe zaklęcie czyszczące pamięć… a może zaklęcie oślepiające? Hm.. dobra myśl wariatko Ginevro Weasley! Myśl! Jaką ono nosiło nazwę? Zaklęcie z Włoszech, było angielskie maxima i coś jeszcze… Słońce… Słońce po włosku! Sole! Na tak, głupia ty! Sole Maxima – stuknęłam się w głowę przez swoją głupotę, mój plan był dopracowany w najmniejszych szczegółach, pomijając oczywiście to jak miałam zamiar uratować Holmiego. Zaklęciem lub eliksirem, a raczej nie mam dwóch godzin, krwi dziewicy, trującego bzu Austriackiego i reszty składników potrzebnych do jego uwarzenia – dzięki temu przemyśleniu, szybko odpadł eliksir, zostało zaklęcie – A mama mówiła, pójdź na magomedyka, to ci się kiedyś przyda! Merlinie! Gadam sama do siebie… Co ze mną nie tak?! – wykrzyczałam do sufitu samolotu, wtem rozległo się pukanie do toalety, nie ukrywam iż przeżyłam mały zawał, słysząc ten odgłos, byłam ciekawa ile ta osoba już tam stała.
-Pani Ginevro… - usłyszałam głos Dany’ego, przystojnego Hiszpana dla którego może, i jeszcze tydzień wcześniej straciłabym głowę, licząc na szybki i przelotny ‘związek’ – wszystko w porządku? – martwił się o mnie.
-Ooo jakie to słodkie – wyszeptałam, przykładając sobie palec do ust, robiąc minę jakbym miała zwymiotować, przybrałam wymęczony głos – Ugh.. Och… Tak, oczywiście, lekko mnie zemdliło.
-Proszę się nie martwić, doktor Rey już zajmuje się tym wkurwiającym pisarzem… Znaczy poszkodowanym – uśmiechnęłam się do siebie na jego słowa.
-Zostanę jeszcze tu chwileczkę, jeśli się pan nie obrazi.
-Ależ skąd! – dźwięk uderzania ręką w pierś, przeniknął przez cienkie drzwi – Idę pomóc koledze.
Usłyszałam kroki, odetchnęłam z ulgą uśmiechając się lekko, martwiłam się i to strasznie. Przesiedziałam w tej łazience jeszcze pięć minut i nic! Nie mogłam sobie, przypomnieć tego cholernego zaklęcia, w końcu zrezygnowałam z tego pomysłu, i wyszłam pomóc przy pisarzu, David z kimś rozmawiał.
-… Naprawdę! Nie chciałem, ale te pieniądze są mi potrzebne! Jeżeli ich nie dostarczycie mojej żonie na czas, zabiję wszystkich na pokładzie – rozległ się szum pośród zgromadzonych, w tym nieszczęsnym środku transportu – Macie godzinę, za godzinę dolecimy do Turcji i tam oddam się w ręce policji, jeśli tylko zrealizujecie moje żądania – rozłączył się i złapał za głowę, szeptał coś do siebie, przypominał zagubionego szaleńca, który pogubił się we własnym planie, trząsł się, zerkając co chwilę na rannego pisarza któremu, przeprowadzali dwaj najlepsi chirurdzy na świecie, prowizoryczną operację. Z łapałam się za głowę ‘O nie! David podał żądania, nie uda mi się, już go z tego wyciągnąć.’ Chciałam krzyczeć, powyzywać wszystkich że są cholernymi mugolami, których mogłabym załatwić jednym zaklęciem nie wybaczalny, na szczęście powstrzymałam się od tego, podeszłam do swojego fotela i zrzuciłam na niego torebkę, to miał być spokojny lot… Na łańcuszku od torebki była krew, pomyślałam że się skaleczyłam albo coś mi się stało, spojrzałam na swoje dłonie, całe w szkarłacie.
Rozpłakałam się, byłam bezsilna, nie mogłam nic zrobić… . Syndrom Harry’ego Pottera, osoby która ratuje świat został wyłączony, mogłam jedynie lecieć i czekać co będzie dalej. Nie! Nie, będę się nad sobą użalać, przecież mogę pomóc przy ratowaniu Holmiego czy chociażby postaraniu się chronić innych, przed gniewem chłopaka z bronią. Tak, już nie był Davidem, stał się dla mnie kolejnym przypadkiem do pogrążenia lub wybawienia. Chwiejnym krokiem podeszłam do chirurgów, pochylających się nad zakrwawionym ciałem pisarza.
-Kurwa jego mać! Do cholery jasnej! – słyszałam przekleństwa wylewające się z obu mężczyzn, uklęknęłam przy nich, patrząc na nieruchome i białe ciało Stewarda.
-Nie… Nie, nie! To niemożliwe! – przyciągnęłam martwego pisarza do siebie, przytuliłam go, chcąc aby tylko spał – Musicie go reanimować! Czy jak tam wy mugole, na to mówicie!
-Próbowaliśmy już, reanimowaliśmy go dziesięć minut, nic nie mogliśmy zrobić – powiedział zasmucony Hiszpan z krwią na ustach, tuliłam martwego pisarza do siebie płacząc, nie znałam tego człowieka, ale przecież miał, musiał mieć kogoś bliskiego, spojrzałam na jego dłonie, rozpłakując się bardziej, na prawej ręce miał obrączkę, zdjęłam ją, zamykając w bezpiecznej pięści. Była złoto-krwawa z napisem ‘Symbol wiecznej miłości do Jane’.

Pół godziny później.

-Panie Davidzie – powiedziała spokojnie blondynka załatwiająca przelew, dla siedzącego na podłodze Davida – przelew został pomyślnie zrealizowany.
-Świetnie, idź do pilotów prosząc aby lądowali, niech nadadzą komunikat że się poddaję.
Kobieta posłusznie wstała i poszła do kabiny pilotów, mijając przykryte marynarką ciało, najwredniejszego i najwspanialszego pisarza jakiego wolno było mi poznać. Siedziałam obok chirurgów i Davida na podłodze, reszta pasażerów siedziała niedaleko nas, wszyscy byli cicho, myślę że po prostu byli wstrząśnięci. Po chwili wróciła Melanie z wiadomością że zaraz będą podchodzić do lądowania, stewardessy poprosiły nas abyśmy wszyscy usiedli na fotelach, przypinając się pasami. Zrobiliśmy tak jak prosiły, naprzeciwko mnie znowu siedział ten psycholog, teraz jedynie z przygaszonym wzrokiem i posępną miną, poczułam silne szarpnięcie w dół, tak charakterystyczne przy lądowaniu, przebiegło ono nam spokojnie i płynnie, po dwudziestu minutach rozległ się komunikat.
-Proszę aby wszyscy siedzieli spokojnie, właśnie zbliżamy się do płyty lotniska, dwadzieścia kilometrów od Turcji.
Spojrzałam na ciało tego idiotycznego pisarza, gdyby nie jego wypowiedź, nadal by żył, a ja nie siedziałabym roztrzęsiona, trzymając jego obrączkę w ręku, czując się odpowiedzialną za przekazanie jej, jego żonie. Samolotem wstrząsnęło, koła spotkały się z płytą lotniska, po chwili samolot się zatrzymał.
-Melanie proszę idź powiedz pilotom niech wychodzą ze stewardesami – kobieta kiwnęła głową i poszła, piloci i obsługa po krótkiej kłótni wyszli, na lotnisko gdzie stał chyba cały batalion służb ratunkowych – Proszę ja wyjdę pierwszy a wy za mną, na spokojnie. Bardzo was za to przepraszam, nie widziałem innego rozwiązania – David się rozpłakał, podeszłam do niego i go przytuliłam.
-Chodź, już czas – złapałam go za rękę prowadząc do wyjścia samolotu. Oślepiła mnie żółć słońca, poczułam  przyjemny ciepły wietrzyk, otulający moją twarz i lekko rozwiewający włosy, wyciągnęłam z torebki okulary i zeszłam po schodkach, głęboko oddychając, wciąż trzymając za rękę Davida, sprowadziłam go na dół, za nami wyszli chirurdzy z martwym ciałem pisarza, na rękach. W tym momencie nie przeszkadzało mi to, że wszystkie możliwe służby bezpieczeństwa mają broń wycelowaną zaraz obok mnie, wprost na Davida. Spojrzałam się na niego, był roztrzęsiony, cały się trząsł.
-Spokojnie… - powiedziałam czule, przykuwając jego wzrok – obronię cię.
-Przepraszam, przeproś ode mnie Emilly i mojego skarba – przyłożył sobie broń do skroni i nacisnął spust.
-Nie! – rozległ się głuchy krzyk z mojego gardła, bezwładne ciało Davida osunęło się na mnie, opadłam z nim na ziemię – Nie! Nie! Nie! – krzyczałam zrozpaczona płacząc – David! David, proszę nie! – płakałam, czułam się tak jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca, pozostawiając mnie przy życiu. Tuliłam do siebie martwego chłopaka, płacząc i krzycząc, nie chcąc oddać ciała służbom specjalnym.
-Pani Wesley! Proszę puścić ciało – powiedział jakiś męski aksamitny głos, pokręciłam przecząco głową, płacząc.
-To był mój przyjaciel! Poznałam go kilka lat wcześniej, a teraz umarł stojąc obok mnie! Choć obiecałam go bronić! – płakałam i szlochałam, nie chcąc oddać ciała Davida, lekarzom ani nikomu innemu, chciałam myśleć że to zły sen, z którego się zaraz obudzę, David nie umrze stojąc obok a ja polecę spokojnie do Turcji. To musiał być sen, w ogóle nie chciałam do siebie dopuścić tych wydarzeń, oszukując się, że to, mi się śni, że jest to, jedynie fantazja mojego umysłu .
-Przykro mi… Proszę…. Niech pani go puści – mówił spokojnie z troską, nadal kręciłam głową, lecz zwolniłam uścisk na Davidzie, służby specjalne wykorzystały to zabierając jego ciało, z moich rąk, przytuliłam się do klęczącego nade mną policjanta, płacząc, ściskałam tego mężczyznę mocno, nie mogą c się pogodzić ze śmiercią. Wcale się nie chciałam uspokoić, policjant wziął mnie na ręce i przyniósł pod samą karetkę, płakałam nadal, a może i nawet bardziej, byłam w rozsypce. Położył mnie delikatnie na noszach do karetki, łapiąc za rękę.
-Bardzo mi przykro… Naprawdę – powiedział ze smutkiem w oczach, ściskając mi mocnej rękę – Czeka na panią w szpitalu ambasador – puścił moją dłoń, kiwając głową na lekarzy aby mnie zabrali do środka, płakałam jeszcze bardziej nie godząc się z tą stratą, nadal trzymając w ręce obrączkę pisarza a w drugiej obrączkę Davida, którą włożył mi do ręki zanim strzelił sobie w głowę, obydwie ścisnęłam jeszcze bardziej, na nowo, bardziej się rozpłakując. Lekarze musieli podać mi coś na uspokojenie, po czym zasnęłam, w śnie nie odnalazłam ukojenia, wciąż i wciąż pokazywał mi się obraz zmasakrowanego ciała Davida i Stewarda, jakby zawiesił się system, wciąż ukazując mi te same obrazy.

***
No cóż... płakałam jak głupia pisząc ten krótki rozdział, mam nadzieję że się wam spodoba, bo ja osobiście jestem z niego dumna, uważam że dobrze oddałam emocje tego rozdziału, ale to wasze zdanie się liczy bardziej od mojego. Niedługo zobaczycie mnie też na nowym opowiadaniu Potterowskim. Jeżelibyście chcieli mnie tam zobaczyć to podam wam adres.

Całuję was i jeszcze nie wiem kiedy rozdział się pojawi, ale mam nadzieję że będziecie czekać w spokoju.

12 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    rozdział fajny i bardzo smutny. Musiałam się powstrzymać, aby się nie rozpłakać.
    Zauważyłam też kilka błędów np. literka 'd', gdzie powinno być chyba 'do', ale i tak rozdział świetny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję, jesteś pierwsza!

      Ja się nawet nie powstrzymywałam od płakania, podczas pisania. Wiem że o zjadłam, ale nie mogłam tego znaleźć w edycji postu, bo szukałam tego! Naprawdę!

      Cieszę się, że rozdział, Ci się spodobał.

      Usuń
  2. Dlaczego?! Jeszcze nigdy żaden rozdział nie wywołał u mnie tylu emocji. Serio. Najpierw się śmiałam, kiedy Ginny była w toalecie ("doktor Rey już zajmuje się tym wkurwiającym pisarzem… Znaczy poszkodowanym" - to było najlepsze <3 ). Potem, kiedy David umarł, popłakałam się. Niee, dlaczego to zrobiłaś?! Straszne ;( Nie dziwię się, że jak to pisałaś, to ryczałaś...
    Ojej, no i było parę błędów. Najbardziej rzuciło mi się w oczy "charakterystyczne przy lądowaniu, przebiegło one nam spokojnie i płynnie". Tam zamiast "one" powinno być "ono". No bo w końcu TO LĄDOWANIE, co nie?
    Ale poza tym, to bosko. Nadal nie mogę się pozbierać, polubiłam Davida przez te dwa (? No coś koło tego) rozdziały...
    No i życzę weny na następny rozdział! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, dlaczego!
      Poczułam że muszę coś dodać dramatycznego tutaj no i tak wyszło, nie chciałam go uśmiercać z rąk policji, i tak wyszło. Bardzo kochał swoją żonę i córkę, ale nie chciał siedzieć w więzieniu, następny rozdział będzie o Davidzie.

      Zaraz poprawię, dziękuję za wytknięcie mojego błędu.
      Cieszę się że mój rozdział cię poruszył.

      Usuń
  3. Witaj Kochana <3

    Przepraszam Cię, że dopiero teraz do Ciebie przydreptałam, ale niestety brak czasu i mozolna chęć do nadrabiania komentarzy robią swoje ^^

    Rozdział był chyba jednym z lepszych rozdziałów, pisanych Twoich piórem. Naprawdę, dość długo kazałaś nam czekać na nowy rozdział, jestem ludkiem niecierpliwym ;D Oczywiście rozmowa, którą prowadziła Ginny sama z sobą w łazience była imponująca xD Zabawne jakie to rzeczy potrafi człowiek pisać ^^
    Ta tragiczna śmierć przyjaciela Ginny.. Straszne to było, rzeczywiście wątek doprowadzający do płaczu :(
    Rozdział podobał mi się bardzo!
    Domagam się więcej!

    Pozdrawiam Cię serdecznie ;*
    Liley

    OdpowiedzUsuń
  4. WŁAŚNIE SKOŃCZYŁAM CZYTAĆ, JESTEM ZDZIWIONA. POLECIAŁA MI JEDNA ŁEZKA, WIĘC NIE BYŁO CHYBA TAK STRASZNIE ŹLE : >
    PODOBAŁ MI SIĘ ROZDZIAŁ, I CZEKAM NA WIĘCEJ ;>
    DZISIAJ NA TEFAŁENIE TOP MODEL XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, przeczytałam całe opowiadanie i jest fantastyczne. Szczerze powiedziawszy zawsze bardziej Draco pasował mi do Ginny niż do Hermiony. Muszę pochwalić Cię, że się lekko i przyjemnie czyta Twoje opowiadanie. Jedyne zastrzeżenie jakie mam to trochę zbyt długie i dokładne opisy wyglądu postaci i otoczenia. Poza tym piszesz ciekawą i wartką akcję co naprawdę się chwali. Czekam na następny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma za co. Już po przeczytaniu prologu uznałam, że Ci się należy :]

    Ianthe

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę się tak nie martwić, żyję (jeszcze).

    Niestety w ostatnim czasie nie miałem tak dużo czasu wolnego, jakbym sobie tego życzył, więc dopiero teraz coś szybko napiszę, ponieważ mam krótką przerwę w sprzątaniu ;)

    Rozdział, rozdział, rozdział... OCZKO! Numer mi bliski, z racji na dzień moich urodzin... Nevermind, już się rozpisuję na temat "poboczny".

    Czytałem dwukrotnie, nie mam jakoś do czego się przyczepić. Bawisz się emocjami czytelników, zuch dziewczyna :D

    Osobiście najbardziej do gustu mi przypadła scena łazienkowa, w ostatnim czasie potrzebuję właśnie czegoś rozweselającego, każdemu się należy czasami uśmiech :P

    Obiecuję, że przed końcem miesiąca pojawi się drugi rozdział (Pojawiający się już od X czasu, co za wstyd...). Skończyłem pisać bardzo osobisty projekt, dla bliskiej mi osoby, więc teraz mogę przysiąść do tego.

    To tyle z ogłoszeń duszpasterskich, obowiązki wzywają :)

    Pozdrawiam

    P. a ka Dark Side of Myself

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej nominowałam Cię do kolejnego ,,wężyka ,, więcej informacji na gra-w-milosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. łeee, dlaczego to takie smutne :( Prawie sie nein popłakałam noo !!
    Świetne, świetne, świetne <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej zostałaś przeze mnie nominowana do Libster Award:) Więcej informacjo tutaj;
    http://dracoiastoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy