11 Lipiec
2008r. Londyn.
„Kto dziś pamięta te dawne lata?
w bzach i jaśminach schowana chata.
Na dachu złote słomy poszycie
pod oknem malwy w pełnym rozkwicie”.
Było ciepłe
lipcowe po południe, na lotnisku w
Londynie, już pojawiały się pierwsze samoloty, z jednego z nich wysiadła młoda
kobieta, ubrana była w lawendową sukienkę przed kolano na krótki rękaw z
okrągłym dekoltem ,przepasiona czarnym paskiem podkreślająca idealną
figurę, na prawej ręce miała czarno-fioletową bransoletkę, do tego drobny
naszyjnik i kolczyki w tym samym kolorze, czarne szpilki podkreślały jej długie
i zgrabne nogi, rude włosy upięte były w
luźny kok, do tego usta pomalowane różowo bladą szminką, na twarzy, miała czarne okulary, przeciw słoneczne. Które nadawały jej tajemniczości, kobieta
przemierzała szybko płytę lotniska ,
czarna torebka na srebrnym łańcuszku, zwisająca z jej lewego ramienia
odbija się od bioder. Rudowłosa weszła do głównego budynku, przeszła wprost do
punktu kontrolnego, przy barierce, stała szczupła kobieta o czarnych włosach
spiętych w luźny koński ogon, z
przyjemnymi i ciepłymi piwnymi oczami, pełnymi ustami, pomalowanymi czerwoną
szminką, ubrana była w ciemną niebieską spódnicę do kolan, białą
koszulę z kołnierzykiem, z ciemno niebieskim krawatem i niebieską marynarką, miała na nogach czarne
balerinki, twarz miała przyjazną na jej prawej piersi była plakietka, z napisem
„Cameron White”
- Dzień Dobry –kobieta uśmiechnęła się
przyjaźnie.
-Dzień Dobry – odpowiedziałam bez większego entuzjazmu, Cameron spojrzała
jedynie na mnie z grymasem na twarzy który miał być uśmiechem- przepraszam
miałam ciężki lot – powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam .
-Ależ oczywiście, rozumiem to – uśmiech
– skąd pani wraca?
- Z Japonii .
- O! – powiedziała kobieta z entuzjazmem- przepraszam że tak wypytuje…
-Nie ma za co.
- Ale gdzie pani pracuje?
- W kancelarii adwokackiej.
-Aha no dobrze, my tu sobie rozmawiamy a ja pani paszportu jeszcze nie
sprawdziłam. Mogę? –kobieta wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Tak oczywiście- otworzyłam torebkę,
zaczęłam poszukiwać paszportu, to nie było takie łatwe, przecież jestem czarodziejką i w tej torebce mam wszystko, czuję
szminkę, perfumy, bluzkę, sukienkę,
spodenki, spódnicę, buty, portfel, różdżkę, aparat i o ! mam !
Paszport, trochę to potrwało, Cameron dziwnie się na mnie patrzyła podczas
poszukiwań mojego paszportu, podaje go
jej.
- Pani Ginevra Weasley ?
-Tak.
-Urodzona 11 sierpnia 1981 roku?
-Tak.
-No dobrze, proszę bardzo – uśmiechnęła się i podała mi paszport do mojej
wyciągniętej ręki .
-Dziękuję – uśmiech
- Miłego dnia życzę.
Kiwnęła głową na pożegnanie a ja odpowiedziałam tym samym, schowałam paszport i
poszłam do bramki tam zobaczyłam mężczyznę o ciemnej karnacji, czarne włosy, i
ciemno niebieski garnitur , nie widzę plakietki z nazwiskiem ani jego
twarzy, dopiero gdy podchodzę ujawnia mi
się Dean Thomas, moje zdziwienie było
nie do opisania zresztą tak jak i Deana. Spojrzał na mnie, zilustrował mnie wzrokiem i się szeroko
uśmiechnął ukazując swoje równe,
śnieżno-białe zęby. Nie widziałam go od wojny z Voldemortem , po tym jak Harry wygrał. Właśnie, ciekawe co
u Harry’ego ciekawe jak mu się układa z Hermioną… Dość myślenia o Harrym teraz jestem inną Ginny, teraz pan Potter nie
jest mi do szczęścia potrzebny.
- Czy mnie wzrok myli? Czy to naprawdę Ty Ginny? – z moich rozmyślań wyrwał
mnie głos uśmiechniętego od ucha do ucha Deana. Nie dał odpowiedzieć. – Ale Ty
ślicznie wyglądasz!
-Tak to ja Dean ta sama Ginny, ty też
się nieźle trzymasz – uśmiech i rzucenie się w ramiona- Merlinie jak ja Cię
dawno nie widziałam!
-Ja ciebie też Gin! –złapał mnie mocniej – Wyładniałaś chyba co?
-Dean! –lekkie uderzenie w pierś.
-No co Gin? Przecież wiesz że zawsze mi się podobałaś i tak , zostanie do
końca.
-Tak, tak wiem. To co masz kogoś czy nie masz?
-Ależ oczywiście że mam trzy sowy i dwa koty.
-Dean ! Ja mówię poważnie. – karcący ton z uśmiechem na twarzy.
-Ja też! –zaręczył chłopak z ręką na
piersi.
-To co ? Jak ma na imię?
- Padma.
-Ta Padma? – zapytałam wskazując za siebie, myślałam o Padmie Patil oczywiście.
-Nie ta. –wskazał na siebie.
-Ach! To miło mi Cię poznać Padmo. A teraz tu zostań, i poczekaj aż wrócę,
muszę wykonać jeden telefon, nie przejmuj się jak usłyszysz syreny. Ci panowie
nic ci nie zrobią, jedynie zabiorą cię do bardzo miłego miejsca. Poczekaj tu-
powiedziałam wyciągając przed siebie ręce w geście pozostania na swoim miejscu.
Dean spojrzał na mnie jak bym to ja
miała problemy z tożsamością a nie on.
-Ginny! – oskarżycielski ton, jak zobaczył że wyciągam komórkę, żeby zadzwonić
do Munga . Odkąd pojawiły się komórki w świecie magii jest znacznie łatwiej.
-Tak Padmo?
-Chodzi mi o Padmę Patil.
-Patil? Tą Patil?
-Tak tą Patil.
-Ale co? Jakieś poważniejsze plany? Czy nie?
-Wiesz Ginny, nie było cię dziesięć lat, i trochę się pozmieniało. U mnie, u
Harry’ego, Rona, Hermiony, Luny i Nevilla…
-To co Ty na to żebyśmy się umówili na kawę ?
-Dobrze, kiedy masz czas?
-Może jutro?
-W sobotę? Może być , a o której?
-A o której Ci pasuje?
-Może być na trzynastą ?
-Może.
-Dobrze to jesteśmy umówieni.
-Dobrze, to ja będę szła.
-Do zobaczenia jutro. – pocałował mnie w policzek.
*2 MINUTY PÓŹNIEJ*
-Dean!
-Ginny? Co Ty tu jeszcze robisz?
-A jak mam przejść przez tą cholerną bramkę?
-A no tak! Daj „zbadam” cię jak to się u nas mówi.
-Dobrze.- Dean dotknął moich nóg, brzucha, ramion i głowy.
-Zdaje się że nic nie legalnego nie masz przy sobie.
-No rzeczywiście.
-Torebka magiczna? Czy mugolska?
-Magiczna.
-Dobra idź.- pocałował mnie jeszcze raz w policzek. Przeszłam przez bramkę,
odwróciłam się i pomachałam, on zrobił to samo. Odwracam się i idę pewnym
siebie krokiem, przez budynek, wchodzę na ruchome schody, zjeżdżam w dół, i
wychodzę przez duże szklane otwierane drzwi. Na chodniku stoją ludzie
rozmawiają ,z innymi ludźmi, mnóstwo żółtych taksówek przejeżdża ulicą , staję
przy krawędzi i gwiżdżę, nagle jedna z nich się zatrzymuje, podchodzę ,
otwieram drzwi , wsiadam, słyszę.
-Dokąd ?
-Na Charing Cross Road .
-Już.
************
Ponieważ blog został przeniesiony z domeny: stwotrzenibyzycrazem.blog.pl rozdziały pojawią się jeszcze dzisiaj do tych których zakończyłam z tamtym blogiem. Oraz będzie nowy rozdział ;)
Mam nadzieję że się wam spodoba. Jak możecie to komentujcie :)
Hmm... od czego by tu zacząć? No dobrze. Po pierwsze: to Twoje pierwsze zdanie było baaaaardzo długie, przez co bardzo chaotyczne. Ciężko mi było przeczytać ten opis, wszystko się tak mieszało - kilka przecinków źle postawionych, albo ich brak w miejscach, gdzie powinny być. Po drugie: zbyt często umieściłaś w pewnym momencie słowo "kobieta" - wyłapałam kilka razy. Można to słowo pominąć i napisać np.(gdy jest to zdanie po opisie wyglądu Ginny) "Kobieta weszła...", mogłaś po prostu napisać "Weszła..." i kropka. Po trzecie: Mimo tych kilku błędów zaciekawiłaś mnie tym prologiem, naprawdę. Widzę, że świetnie piszesz i masz pomysł, bardzo, bardzo mi się podoba. Gdybym miała ocenić wygląd to tylko jedno słowo: Nieziemsko.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że troszkę pomogłam tym komentarzem, a tak poza tym - gratuluję ciekawego prologu i ogólnie całego bloga. :))
Pozdrawiam,
Prongs. :)
Ojejku *-*
UsuńGłupi blogger, komentarze oczekujące na moderację?! Przecież on tego nigdy nie robił.. Dobra, przechodząc do twojego komentarza.
Owszem w prologu często powtarzałam różne słowa, zjadałam przecinki lub pisałam tak chaotycznie że sama nie wiedziałam o czym, piszę. Teraz jestem już dziewiętnaście rozdziałów dalej i zmienił się mój styl pisania, jak i przykładam większą uwagę do tekstu który pisze. Dziękuję za ten komentarz, jak myślę zauważysz że się zmieniłam i piszę lepiej. Mam nadzieję że zagościsz tutaj na dłużej niż tylko na pare notek! Zachęcam do, dodania się do obserwatorów.
Pozdrawiam i całuję!
Lilian Sole ;*
Dziękuję, jestem już kilka rozdziałów dalej, i owszem zauważyłam, że piszesz coraz lepiej :D
UsuńGratuluję,
Prongs :)
to dobrze, pozdrawiam! :)
Usuń